GROMDA I WALKA ROKU W UFC

Dodano: 14 grudnia 2020 13:44
GROMDA I WALKA ROKU W UFC
Maciej Konc, Informacja własna
Obraz własny

Ten weekend w świecie sportów walki to taka trochę kolacja wigilijna. Jest dużo rzeczy, które lubisz i nawet nie musisz specjalnie starać się, żeby wszystkiego spróbować. Przede wszystkim jest dużo różnych rzeczy. Jedne będą komuś smakować bardziej., inne mniej, ale najważniejsze, że są i grzechem by było którekolwiek z nich odpuścić.Dobra wystarczy tych dziwnych porównań. Po prostu w piątek była Gromda a w sobotę boks i UFC.

Gromda

Muszę przyznać, że Gromda to jedna z niewielu federacji, której każdej gali nie mogę się doczekać. Może dlatego, że były dopiero 3. Nie, nie. Gromda to po prostu dobry produkt.Oczywiście dalej na pierwszym miejscu pozostanie u mnie techniczny sposób walki. To pół kroku, które pozwala Ci przyjąć lepszą pozycję i wygrać pojedynek. Tylko na Gromdzie co innego ma być wyeksponowane. Tu mają być krew, emocje i serca pozostawione w ringu. I tak bezsprzecznie jest.

Nie twierdzę bynajmniej, że technika schodzi w Gromdzie na drugi plan. Co to, to nie. Idealny tego przykład mieliśmy w finale, gdzie Mateusz Kubiszyn pokonał Krystiana "Tysona" Kuźmę, czyli mówiąc inaczej, utytułowany kickbokser zdetronizował bardzo eskplozywnego, ze smykałką do boksu ulicznika.

To jest właśnie chyba najmocniejszy atut Gromdy. Zestawianie różnych stylów w formule, która ma na celu doprowadzenie do tego, co najlepsze w sportach uderzanych, czyli nokautu. I trzeba przyznać, że zrobili wszystko, żeby tak było. Ring 4x4, brak sędziów punktowych, czy przede wszystkim fakt, iż ostatnia runda jest bez limitu czasowego. No i jak się tym nie ekscytować.

Oczywiście znajdą się głosy, że często na ALMMIE jest wyższy poziom umiejętności zawodników niż na Gromdzie. Tylko wydaje mi się, że Gromda nie stawia tylko i wyłącznie na poziom sportowy. To mają być emocje i fajny sposób na spędzenie wolnego czasu. Między innymi dlatego gala trwa około 3 godziny (żeby obejrzeć parę nokautów i móc kontynuować wieczór ze znajomymi), czy Edward Durda za każdym razem w nowym, scenicznym image.

UFC: Figueiredo vs Moreno

Tak właśnie powinno wyglądać podręcznikowa gala. Nokauty, pokaz wirtuozerii w parterze a na koniec, jako creme de la creme, main event, który jest poważnym kandydatem do miana walki roku 2020.Sam fakt, że w walce wieczoru padł remis, mówi wystarczająco dużo. Co tu dużo mówić, w tym pojedynku było wszystko. Akcje w jedną i drugą stronę, świetne zapasy. Niech ten pojedynek najlepiej uplastyczni fakt, że najczęstszym zdaniem, które powtarzali komentatorzy, było: "oh my god", "this is insane".

Jeśli ktoś nie jest fanem niższych kategorii wagowych, to ta walka już musi go przekonać. Ba powinna przekonać każdego do mieszanych sztuk walki. Trzeba przyznać, że Figueiredo trochę ratuje tą kategorię wagową, bo ludzie czekają w niej głównie na pojedynki mistrzowskie. A jeśli dalej będą one na takim poziomie, to kategoria 57 kg pozostanie w UFC jeszcze na długo. Druga sprawa, ze w 2020 roku było jeszcze parę starć, które zasługują na miano pojedynku roku. Jak np. Porier vs Hooker czy oczywiście Jędrzejczyk vs Weili.

Co to pozostałych pojedynków to trochę smutno się zrobiło. W tym sensie, że zawodnicy, którzy jeszcze niedawno stanowili o sile swoich kategorii wagowych, a nawet całego UFC są już trochę cieniami samych siebie. Porażki Santosa, Jacare czy Fergusona pokazują tylko, że czas na młodych wilków, że starzy muszą powoli ustępować miejsca.

Zacznijmy od Fergusona. Niegdyś jednego zawodnika w dywizji, zawodnika, którego praktycznie każdy pojedynek był ringową wojną. Niestety w pojedynku z Geathje coś w nim pękło. Druga sprawa, że czas to największy przeciwnik. Bezsprzecznie w sobotę było widać, że Ferguson ma już 37 lat na karku. Oczywiście nie jest też tak, że Tony przegrał z jakimś przypadkowym zawodnikiem. Charles Oliveria jest aktualnie w swoim primie i prawdopodobnie zostanie w przyszłości mistrzem kategorii lekkiej. Chodzi bardziej o to, że w tym momencie Tonemu ciężko będzie wygrać z kimkolwiek z TOP 5, więc sam musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy warto to kontynuować, skoro nie ma już szans na największe laury.

W przypadku Santosa czy Jacare jeszcze parę lat temu z łatwością znokautowaliby/poddaliby zawodników, z którymi w ostatni weekend przegrali w dość brutalny sposób. Szkoda.

Udostępnij: FacebookXInstagramMessengerWhatsApp
Kalendarz imprez
Reklama
Reklama TODO