DLACZEGO DARREN TILL NIE BĘDZIE DRUGIM MCGREGOREM?
Fenomenalne umiejętności stójkowe, lewa ręka, pewność siebie, wysublimowany trash-talk oraz nokautujący cios, to kilka cech wspólnych Darrena Tilla i Conora McGregora. Mimo tak wielu podobieństw, Anglik prawdopodobnie nigdy nie dorówna The Notoriousowi w kwestii osiągnięć sportowych, nie mówiąc już o sukcesie komercyjnym. Dlaczego? A no dlatego.
Zarówno u Tilla, jak i McGregora droga na szczyt usłana była różami w postaci pasma kolejnych zwycięstw. Z jedną zasadniczą różnicą – Irlandczyk na ten szczyt dotarł, a Till wypadł z trasy na ostatniej prostej. Co nie zagrało? Powodów jest kilka.
Jak nie zagra głowa, to nic nie zagra
Anglik po rozbiciu Donalda Cerrone na UFC w Gdańsku, rzucony został na głęboką wówczas wodę w osobie mistrza Tyroona Wodleya. Till oczywiście miał papiery, by pokonać T-Wooda, ale zupełnie nie udźwignął rangi tego wydarzenia. Scouser przed rozpoczęciem walki wyglądał na sparaliżowanego stresem, co potwierdził zresztą w wywiadach po tym pojedynku. W pierwszej rundzie Anglik przez pięć minut spychał Woodleya pod siatkę i nie próbował zadać choćby jednego ciosu. Drugą rundę Till rozpoczął od kombinacji: podbródek z przedniej ręki – lewy prosty, tak sygnalizowanej, że siedzący nawet w najgorzej usytuowanym miejscu w hali, byłby w stanie jej uniknąć. Po przyjęciu kilku ciosów łokciem, Anglik leżał bezradny na plecach, wręcz pozwalając ówczesnemu mistrzowi na popracowanie nad techniką kończącą, którą ten ostatecznie dopiął i zmusił dumę Liverpoolu do odklepania.
W karierze McGregora analogicznym wydarzeniem było starcie z Chadem Mendesem i w nim słowem klucz do zwycięstwa była właśnie PRESJA. Czekając w korytarzu przed wyjściem do walki, Irlandczyk jak mantrę powtarzał: „I’m too big, too powerful, too precise”. Mimo presji jaka ciążyła na McGrzegorze, ten od razu ruszył do ataku i nie dawał za wygraną nawet, gdy lądował na plecach i na nich się znajdując, inkasował mocne uderzenia. Amerykanin był także bliski poddania go duszeniem gilotynowym, jednak Conor wybronił tę próbę, wstał i zasypał go gradem ciosów, posyłając na deski i kończąc dzieło zniszczenia tuż przed gongiem oznajmiającym koniec drugiej rundy.
Dwie zasadnicze różnice między obu panami: ranga wydarzenia i pokładane w jego osobie nadzieje, zmotywowały Irlandczyka do dążenia do zwycięstwa za wszelką cenę, zaś Tilla kompletnie to przerosło i w podobnej sytuacji, zabrakło agresji, która cechowała jego styl walki w poprzednich starciach, a będąc złapanym w technikę kończącą, nie próbował nawet z niej w jakikolwiek sposób uciekać.
Mindset championa
Ok, obaj zlekceważyli swoich rywali i sporo ich to kosztowało. McGregor na UFC 196 kompletnie postradał zmysły, wierząc, że znokautuje w ciągu pięciu minut Nate’a Diaza i po prostu się wystrzelał. Wtedy młodszy z braci Diaz doszedł do głosu i poddał zupełnie wyczerpanego Irlandczyka w drugiej rundzie. Till natomiast, na UFC w Londynie, z podobnym nastawieniem wyszedł do walki z Jorge Masvidalem, który z kolei posłał go na deski również w drugiej rundzie. Obaj w tamtych pojedynkach dominowali w pierwszej rundzie. Obaj także wrócili po tych porażkach i nie wzięli łatwych walk na przetarcie - Conor zmierzył się z Diazem w starciu rewanżowym, ponownie w limicie kategorii półśredniej, a Till przeniósł się do wagi średniej, podejmując wyzwanie starcia z niezwykle niebezpiecznym, czołowym zawodnikiem tej kategorii - Kelvinem Gastelumem. Zarówno Conor, jak i Till w tamtych walkach zawalczyli bardziej zachowawczo i wyszli z tych pojedynków zwycięsko, pokonując swoich rywali na pełnym dystansie.
Kolejna kwestia, która obrazuje różnicę między tymi zawodnikami, to fakt, że McGregor po walce z Diazem wrócił, a właściwie finalnie przeszedł do kategorii lekkiej i w walce o pas mistrzowski, podczas UFC 205 rozbił w pył ówczesnego championa Eddie’ego Alvareza. Goryl z Liverpoolu porzucił marzenia o złocie w dywizji półśredniej i nie oszalał na punkcie rewanżu z Masvidalem, a wręcz przeciwnie, publicznie uznał, że to już przeszłość i postanowił dalej rywalizować w 185 funtach. Na tej płaszczyźnie objawia się różnica w podejściu obu panów, które sprawia, ze Anglik nigdy nie dorówna Conorowi. Till powtarzał, że jest przekonany, że wygrałby z Masvidalem w 9/10 pojedynków, a jednak zaakceptował fakt porażki z nim w tak brutalnym stylu. McGregor wyciągnął wnioski z lekcji, którą w pierwszej walce zafundował mu Diaz i nie interesował go w tamtym momencie pas, a tylko i wyłącznie rewanż ze Stocktończykiem.
Precision beats power…
Widoczne różnice na polu mentalnym dopełnia różnica w aspekcie technicznym. Conor ma po prostu bardziej „przystosowany” do nokautowania rywali styl walki. Irlandczyk, gdy robi krok do tyłu, to ma przygotowaną kontrę, natomiast Till, często po prostu ucieka z pola zagrożenia, w dość niezrozumiały ze szkoleniowego punktu widzenia sposób, wyciągając do przodu obie ręce.
Podłożem takiego stylu może być zasadnicza różnica w szybkości, pracy nóg na korzyść Irlandczyka, co wydaje się być zrozumiałe, w końcu walczy w niższej kategorii, ale też z rozmiaru nóg. Nie jest to oczywiście reguła, ale na przykładzie bokserów można zauważyć taką analogię: szczuplejsze nogi-szybsze nogi. Anglik ma masywne uda i łydki, co z pewnością w kontekście jego kopnięć, czy wytrzymałości na nie, może działać na plus, ale przy akcjach stricte bokserskich już koniecznie.
Stylem bazowym McGregora jest boks i poza tym, że wypracował sobie też sporo nieszablonowych technik nogami, widać, że to zdecydowanie jego najmocniejsza broń.
Till to utytułowany zawodnik boksu tajskiego i chcąc wyróżnić najlepszy element jego gry, z pewnością wskażemy lewy middle kick bądź uderzenia łokciami. Ręce Anglika mimo iż ciężkie, nie są aż tak precyzyjne, zwłaszcza na tle światowej klasy rywali. Wynika to w dużej mierze z wypracowanego przez lata kickboxerskiego stylu i podejścia do walki.
Oczywiście jak Darren wywalczy tytuł, to posypię głowę popiołem i w angielskim stylu celebrował będę jego triumf. To świetny zawodnik, ale tylko nieliczni mają TO COŚ. Do tego grona bez zawahania zaliczyłbym Conora McGregora.