DAMIAN JANIKOWSKI CHCE WZIĄĆ PRZYKŁAD Z ROMERO
Damian Janikowski przegrał podczas gali KSW 52 z Szymonem Kołeckim przez TKO w drugiej rundzie pojedynku. Były medalista olimpijski w zapasach obszernie podsumował swój występ, broniąc trenerów i całą winę za jego przebieg biorąc na siebie. Reprezentant Berkut WCA Fight Team zapowiedział zmiany w stylu walki. W rozmowie z portalem mymma.pl, Janikowski powiedział o błędach jakie popełnił i na kim ma zamiar wzorować się w kolejnych starciach.
- Końcówkę, jak już sędzia przerywał ten pojedynek, to dostałem dosyć mocno, praktycznie mało widząc. Zabrakło znowu mojego spokoju. Znowu odezwały się demony niedoświadczenia, czyli przymknęły się klapki na oczach i zamiast realizować plan, który był do zrealizowania – dużo chodzić, trzymać w dystansie, dużo boksować, a jakby klincz nie wyszedł i obalenie – bo wiedzieliśmy, że Szymek będzie wstawał – zresztą z każdej pozycji dobrze wstaje, bo jest silny po prostu, dlatego ma możliwość pomimo braków technicznych. No, ale tak, uwziąłem się na to, trzymam tę klamrę, mówię: obalę go raz. Nie udało się. Mówię: obalę go drugi, może rzeczywiście będę go miał na plecach. Jeżeli miałbym go na plecach i byłbym w połówce, w bocznej, w gardzie, to by był mój. To mi odebrało zdrowia. Bardzo mocno spięło mi bicepsy, bo to nie w płucach mi zabrało, tylko spięło mi ręce. I tak się zaczęło. Szymon był też zmęczony, ale był cały czas świeży, był aktywny. Rzeczywiście to on realizował w stu procentach plan taktyczny, który sobie na mnie założyli. Ja nie wykonałem swojego planu – dlatego przegrałem pojedynek i całą winę biorę na siebie. To nie jest tak, że mój sztab trenerski żadnego planu nie ustalił i że oni to wszystko źle zrobili. To był mój błąd. Do tego się szczerze przyznaję. Tyle. Przegrałem. Było to tak jakby wyzwanie, bo zawodnik z wyższej kategorii, jest większy, jest dosyć silny, jest zdeterminowany. Pomimo tego, że mam większe doświadczenie w sportach walki, można powiedzieć, że nie poradziłem sobie z tym.
Janikowski opowiedział także o planie na tę walkę i swoich firmowych rzutach, które zarówno w pojedynku z Aleksandarem Ilicem, jak i Kołeckim nie przyniosły zamierzonego skutku. Jarosław Świątek z mymma.pl zapytał czy trenerzy zabronili Damianowi je wykonywać.
- Zakaz to miałem po walce z Iliciem, żeby nie rzucać go przez siebie, centralnie na głowę – dlatego, że nie robi to dużych obrażeń. Lepiej jest podnieść mocno, dynamicznie do góry i go położyć na bok. Analizując tą walkę, mogłem się pokusić o to, żeby zrobić pełen rzut, pełnego suplesa, żeby właśnie rzucić go na głowę, dlatego że prawdopodobnie on by został na plecach, byłby bardziej z boku – wtedy ja mógłbym przejść do ataku w pozycji parterowej. Teraz oglądając, analizując tę walkę, ja dawałem Szymkowi tak jakby… Nic mu nie robiłem, a traciłem siły. Dałem mu możliwość do tego, żeby bardzo szybko wskakiwał na kolana i podnosił się od razu do góry, wstawał. Właśnie tym, że podnosiłem go do góry i rzucałem go na bok, a nie przez siebie. Gdybym go rzucił przez siebie, mogłoby być inaczej.
Janikowski porównał rozkładanie sił w walce, do zużywania paliwa w samochodzie.
- Masz bak paliwa, 50 litrów. Masz Porsche albo Ferrari. Wciśniesz kickdowna, czyli gaz do dechy, to na tym baku przejedziesz 100 kilometrów i będziesz jechał pół godziny. Jeżeli rozłożyłbyś odpowiednio prędkość, to byłbyś w stanie przejechać z Warszawy do Gdańska na pełnym baku. Krzysiek Gutowski powiedział mi, że sam by takiego tempa nie wytrzymał. Mam jeszcze to po sporcie olimpijskim i po zapasach, że jak jest gong, to w każdej sekundzie chcę zdobyć tą przewagę, zdobyć tą dominację. Nawet wygrywając walkę, wygrywając rundę, idę dalej do przodu, idę dalej. A tutaj w MMA tego nie trzeba robić. Jak zdobywasz jakąś przewagę, możesz sobie taktycznie chodzić, możesz taktycznie układać walkę, odpoczywać. Błąd był przede wszystkim taki, że jak trafiłem raz, jak trafiłem dwa, to zamiast sobie odpuścić, chodzić, kopnąć w łydkę, kopnąć w głowę, gdzieś pokazać inny wachlarz, to ja mówię: o, jest, trafiłem go! I go chciałem jeszcze i jeszcze, i jeszcze, i jeszcze. I paliwo o 10 litrów schodziło i tak się stało.
Wrocławianin zdaje sobie sprawę z popełnionych w ostatnich pojedynkach błędów i zamierza wziąć przykład z innego byłego olimpijczyka w zapasach, rywalizującego na najwyzszym poziomie w MMA - Yoela Romero.
- Klapki się przymknęły i nie słuchałem narożnika. Chciałem zrobić coś po swojemu i to zaważyło. To już drugi raz. Człowiek uczy się na błędach i mam nadzieję, że już więcej tego błędu nie popełnię. Aż tak nie będę tego błędu popełniał, bo naprawdę mam szeroki wachlarz umiejętności, naprawdę ciężko trenuję. Chciałbym pokazywać dużo więcej na walkach. A dynamika musi zostać. Agresja też musi zostać. Tylko to trzeba tak robić jak na przykład właśnie Romero. Dwie, trzy akcje na rundę ale porządne. A tak to sobie chodzi, kiwa się, skacze. Ma wtedy właśnie ten dynamit, ma z czego wyjść, a sam nie jest zawodnikiem kondycyjnym.