PORTRET: ANTHONY HERNANDEZ, NOWA NADZIEJA UFC
Anthony Hernandez (7-0) to typ zawodnika, jakiego amerykańskie MMA potrzebuje. Prawdziwy zastrzyk świeżej krwi. Charyzmatyczny ''Chicano'' (Amerykanin o meksykańskich korzeniach) z kalifornijskiej wioski farmerów, który łączy w sobie wielki talent z gangsterską pewnością siebie i niewymuszonym urokiem. Już w sobotę na gali Fight Night 144 w Brazylii jego debiut w UFC.
''Fluffy'' (pseudonim nawiązujący do dziecięcej otyłości Hernandeza, w wolnym tłumaczeniu ''Puszek'') twierdzi, że gdyby nie MMA, skończyłby w życiu źle. Z jednej strony to miły, cichy człowiek, a z drugiej jest w nim coś, co sprawia, że nie dziwią nas jego kontrolowane wybuchy agresji w klatce. Ten gość po prostu umie walczyć i dominować nad przeciwnikiem w brutalny, a zarazem cholernie przyjemny dla miłośnika sztuk walki sposób. Nic właściwie nie sprawia Hernandezowi kłopotów - ma w pięściach kamienie i umie ich używać w stójce, a także dysponuje naprawdę dobrym grapplingiem. Na analizę jego stylu przyjdzie jeszcze czas, na razie powiedzmy, że zawodnik renomowanego teamu MMA Gold Fight Dave'a Hirschbeina (w jego skład wchodzą obok ''Fluffy'ego'' m.in. Fabricio Guerreiro i Max Griffin) wyrobił sobie markę na galach Global Knockout, gdzie odprawił przed czasem czterech rywali, wszystkich kończąc tą samą techniką - duszeniem gilotynowym. Następnie pokonał jednogłośną decyzją niezłego Brendana Allena na gali Legacy Fighting Alliance (LFA) 32, by wreszcie znokautować w pierwszej rundzie niepokonanego Jordana White'a (''Ninję z Beverly Hills'') podczas Dana White's Tuesday Night Contender Series. To zwycięstwo okazało się przepustką do UFC.
Na gali w brazylijskiej Fortalezie dwudziestopięcioletni Hernandez zmierzy się w swoim debiucie z lokalnym faworytem Markusem Perezem, którego bilans w UFC wynosi obecnie 1-2. Oto, co ''Fluffy'' miał do powiedzenia w tygodniu przed walką w czasie rozmów z dziennikarzami portalu BJPenn.com.
- Miałem walczyć z Perezem na UFC 233, ale karta tej gali została anulowana, co wyszło mi na dobre, bo byłem wtedy chory i miałem przez to gównianą kondycję. Teraz jestem gotowy na sto procent. Wiem, że Perez lubi kozaczyć i gadać do przeciwników podczas walki. Mi to pasuje. On się podpala i chce się napierdalać, kiedy zostanie trafiony. To mi jeszcze bardziej pasuje. Pewnie spotkamy się na środku oktagonu i zobaczymy, co z tego wyniknie - twierdzi Hernandez.
- Nie obchodzi mnie to, że kibice będą za swoim chłopcem. To w końcu pieprzona walka. Jego fani nie wejdą z nim do klatki. Dla mnie to po prostu kolejny pojedynek. Zajmuję się tą grą od dekady i nie ulegam emocjom. On jest twardym gościem, ale jeśli nie skończę go w pierwszej rundzie, zrobię to w drugiej. Muszę być cierpliwy, bo to jeden z tych efekciarskich typów, którzy używają dużo obrotowych łokci i kopnięć. Muszę dobrze wybierać ciosy i pozostawać w ruchu, żeby on nie mógł znaleźć dobrej pozycji do wyprowadzenia uderzenia - dodaje ''Fluffy''.
- Raczej wolałbym uderzać, pokazać, co potrafię w stójce. Wciąż nazywają mnie zapaśnikiem i nienawidzę tego. Chcę wejść do klatki i dać prawdziwy pokaz moich strikerskich umiejętności, żeby świat dowiedział się, co potrafię. Oczywiście bonus za nokaut również by nie zaszkodził, więc idę po wygraną przed czasem - podsumowuje zawodnik z Kalifornii, lekko się uśmiechając i mrużąc oczy w promieniach palącego słońca.
Na koniec niech przemówi obraz. Przed wami wspomniany nokaut, który przekonał Danę White'a, że warto postawić na ''Fluffy'ego''. Oglądajcie UFC w Brazylii w sobotnią noc i bawcie się dobrze.