ARTUR SAŁADIAK ZNÓW WYGRYWA W ŚWIETNYM STYLU
Mieszkający w Wielkiej Brytanii, Artur Saładiak to były piłkarz, który na skutek kontuzji odniesionej w jednym z meczów musiał porzucić plany o wielkiej karierze i zmienić preferencje sportowe. Polak jest znany z występów w lethwei, w którym zawalczy o światowy prymat już w czerwcu, jednak wczoraj zadebiutował na starożytnych zasadach Muay Boran, wygrywając na gali Stand and Bang. Udało nam się skontaktować z Arturem i na szybko zapytać o walkę.
- Witam czytelników serwisu sporty-walki.org. Jak już wspomniałeś wczoraj zadebiutowałem w Muay Boran. Jest to forma walki nazywana również starożytnym Muay Thai, w którym zamiast rękawic ręce owijamy sznurkami. Walczyłem już bez rękawic, było to podczas wydarzeń sportowych spod brandu WLC w Myanmarze. Nie boję się wyzwań, wręcz przeciwnie, każde wyzwanie traktuję jako szansę, na nauczenie się czegoś nowego. Pojedynki, które toczę bez rękawic działają na mnie mobilizująco, ekscytuje mnie fakt, że wracamy do korzeni i możemy sprawdzić się, sprawdzić swoją odporność psychiczną. Chcę być najlepszy na świecie i żeby to osiągnąć muszę walczyć z najlepszymi. Jedyną różnicą w stosunku do walk w Azji były sznurki, którymi owinięto moje ręce. Na moje nieszczęście z czasem zaczęły się one rozwiązywać na rękach mojego rywala, co wybijało mnie z rytmu, a rywalowi dało czas na dojście do siebie. Gdyby nie to, to być może skończyłbym pojedynek przed czasem, kto wie. - skwitował 'Sałder'.
Jak widzimy nowa formułą walki wcale nie była kompletnie obca dla pochodzącego z Mirosławic Artura. Polak rywalizował już w lethwei, w organizacji WLC, gdzie pokonał jako pierwszy zawodnik spoza Myanmaru fightera znanego jako 'Iron Head'. Skoro jesteśmy już w temacie boksu birmańskiego, to nie mogliśmy zapytać Artura na temat walki o pas tej organizacji. Kilka razy już przekładano pojedynek mistrzowski Artura, który wciąż czeka na swoją szansę, jaka ma nastąpić w czerwcu, a nie jak pierwotnie zapowiadano w maju.
- Pojedynek w walce wieczoru gali Stand and Bang potraktowałem jako sprawdzian formy przed będącym zaplanowanym na czerwiec pojedynkiem o pas mistrza WLC w lethwei. Było to cenne doświadczenie, spróbowanie czegoś nowego. Bardzo dobrze dogaduję się z organizatorem, to prawdziwy pasjonat, dla którego najważniejszy jest sport oraz zadowolenie samych fighterów. Już wstępnie rozmawialiśmy na temat mojego kolejnego występu w ich show. Nie wiem, czy znowu to będzie walka wieczoru, jednak co by nie mówić, jestem wdzięczny za okazane zaufanie i umieszczenie mnie w najważniejszej walce całej gali. - powiedział Saładiak.
Dla Polaka mieszkającego na Wyspach Brytyjskich walki wieczoru to wielkie wyróżnienie. Mimo, że od kraju, w którym się wychował dzielą go setki kilometrów, to wciąż współpracuje z polskimi trenerami. Nie można jednak powiedzieć, że Artur nie walczył u siebie, bowiem na jego występ przyszli przyjaciele z Wielkiej Brytanii, którzy dzielnie dopingowali polskiego wojownika:
- Walczyłem przy swoich kibicach? Można tak powiedzieć, bo moi znajomi pojawili się na gali i mnie wspierali, za co im bardzo dziękuję. Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, czy łatwiej jest się bić przy swoich. Na pewno jest większa presja, ponieważ gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl, że nie możesz ich zawieść. Oni przyjechali Cię wesprzeć, zobaczyć jak wygrywasz. Wtedy zdajesz sobie sprawę, że nie walczysz tylko o dobry wynik, ale również o zaufanie swoich ludzi, dlatego dajesz z siebie jeszcze więcej. W tej kwestii każdy fighter jest inny i każdy podchodzi do tego zupełnie inaczej. - skwitował doświadczony zawodnik.
Polak podjął wyzwanie jeśli chodzi nie tylko o same zasady i debiut w Muay Boran, ale również w wyższej kategorii wagowej. Saładiak walczy w wadze do 70-ciu kg, a pojedynek z Mattem Murdochem został zakontraktowany w limicie do 74 kg. Oczywiście wpłynęło to na przygotowania oraz samo nastawienie do walki byłego piłkarza:
- Przed pojedynkiem zastanawiałem się, jaką siłą ciosu będzie dysponował mój przeciwnik. Ustaliliśmy, że walka odbędzie się w limicie do 74 kg, podczas gdy normalnie swoje walki toczę w wadze do 70 kg. Zdawałem sobie sprawę, że nie będę musiał zbijać dużo wagi, ale że też nie odbiję tyle kilogramów. Rywal oczywiście w dniu ważenia miał podobną wagę do mnie, jednak w dniu walki mógł być kilka kilogramów cięższy. - skomentował Artur.
Sam pojedynek przebiegał pod dyktando Polaka, który ma już ugruntowaną pozycję na brytyjskim rynku. Walczył dla dużych organizacji w UK, chociażby Yokkao, a także na Thai Fight, co pozwoliło mu wskoczyć do najważniejszego pojedynku gali. Mimo obaw co do siły ciosów oponenta, Polak zaprezentował się wyśmienicie, a oto jak podsumował swój występ:
- Jestem zadowolony z samej walki ponieważ zrealizowałem założenia taktyczne, które opracowaliśmy razem ze sztabem trenerskim przed walką. Od samego początku chciałem zdominować rywala, nie dać mu się rozkręcić i w końcu doprowadzić do liczenia czy nokautu. Byłem bardzo blisko osiągnięcia tego celu, jednak w kulminacyjnym momencie rywalowi rozwiązły się sznurki na rękach. Sędzia przerwał pojedynek, żeby Matt mógł poprawić sprzęt i dzięki temu zyskał dodatkowe kilkadziesiąt sekund na dojście do siebie. Powiem szczerze, że pojedynek był łatwiejszy niż się spodziewałem. Sądziłem, że rywal będzie mnie atakował o wiele częściej łokciami, obawiałem się nieco ciosów z jego prawej ręki. Wydaje mi się, że dzięki poprawnej analizie mojego rywala udało nam się wyeliminować jego atuty. Muszę jednak przyznać z czystym sumieniem, że to bardzo silny zawodnik i ma naprawdę ciężkie ręce. Każdy cios, który dochodził celu odczuwałem. Wygrałem i to najważniejsze. Przy okazji dziękuję trenerom, sponsorom, tym którzy przyszli oglądać mnie na galę, promotorom oraz pozdrawiam czytelników. - powiedział na zakończenie Saładiak.
Teraz Artur szuka walki, którą mógłby stoczyć w maju lub kwietniu tego roku, zanim wyjedzie do Myanmaru na mistrzowski bój w lethwei. Polak ma nadzieję również na występ w naszym kraju, a najbardziej interesuje go oczywiście angaż w DSF Kickboxing Challenge czy Fight Exclusive Night.