ZAPOMNIANI BOHATEROWIE, HISTORIA NIEPOMINIĘTA #2
Mówi się, że historię piszą zwycięzcy. Patrząc na dotychczasowe dzieje mamy wiele potwierdzeń takiego stanu rzeczy. Jednak czasami wspominamy również tych, którzy przegrywali. Nie zawsze najlepsi byli najważniejsi, także w naszym sporcie. Dzisiaj czas przedstawić wam najgorszego zawodnika MMA, który jednocześnie zrobił najwięcej dla rozwoju samej dyscypliny.
Mowa o Nobuhiko Takadzie, japońskim weteranie MMA z czasów pierwszych gal Pride. Właściwie ciężko nazwać go weteranem MMA, bowiem był on jedynie zawodnikiem pro wrestlingu, który dzięki swojej rozpoznawalności mógł wywindować popularność naszego sportu. Takada został zapamiętany jako worek do bicia, ale bez niego nie byłoby organizacji Pride.
Przejdźmy jednak kilkanaście lat później od powstania legendarnej japońskiej organizacji. Nie tak dawno światem MMA wstrząsnęła wiadomość, że Phil ‘CM Punk’ Brooks podpisał kontrakt z organizacją UFC. Oczywiście wielu zawodników ten ruch odebrało jako policzek ze strony ich pracodawcy. Nie jest też żadną tajemnicą, że Punk został zatrudniony ze względu na swoją znaną twarz. Amerykanin był jedną z największych gwiazd WWE, czyli najpopularniejszej organizacji pro wrestlingu na świecie. Miał on przyciągnąć utraconych fanów Brocka Lesnara, czyli fanów WWE, którzy wcześniej nie oglądali zmagań w oktagonie. Ponadto Brooks ma ogromną rzeszę antyfanów. Niczym w Polsce Marcin Najman, on też może zarabiać na ludziach, którzy przychodzą na wydarzenia z jego udziałem z nadzieją, że Punk dostanie łomot. Oczywiście to samo uczucie towarzyszyło fanom UFC, jednak tych organizacja już nie musiała pozyskiwać.
Zatrudnianie znanych twarzy to nie jest oczywiście nic nowego, organizacja KSW już dawno sięgnęła po Mariusza Pudzianowskiego. Jeszcze lepiej w dziedzinie freak fightów było w Pride, gdzie sportowcy z innych dyscyplin konfrontowali się ze sobą na zasadach MMA, lub rywalizowali z prawdziwymi wojownikami. Tak naprawdę walka, która zgromadziła przed telewizorami największą publiczność w historii była właśnie taką walką. Chodzi konkretnie o starcie wielkiego mistrza sumo, Akebono przeciwko Bobowi Sappowi. Tamten pojedynek, nie nadający się dla zwykłego fana MMA do oglądania, obejrzało na żywo ponad 50 milionów ludzi. Jednak ani jeden, ani drugi nie odnosili takich sukcesów jak bohater tego tekstu, czyli Nobuhiko Takada.
Japończyk był jednym z założycieli organizacji zawodowych zapasów, Union of Wrestling Forces International, organizacji, która powstała na zgliszczach UWF, czyli federacji skupiającej się na walkach ‘shoot style’, czyli odmianie pro wrestlingu, której mecze miały jak najbardziej odzwierciedlać realne chwyty i techniki. Ten styl był bardzo popularny w Japonii w latach 90-tych z powodu wpływu na sport doskonałych zawodników reprezentujących catch wrestling jak: Billy Robinson oraz Karl Gotch. Byli oni jednocześnie odpowiedzialni za trenowanie japońskich zapaśników. Właśnie ta dwójka i nauczany przez nich styl miał ogromny wpływ ma powstanie jednej z najstarszych organizacji MMA, Pancrase. Założyli ją zapaśnicy, którzy zdezerterowali z UWF. Takada jednak postanowił pozostać przy zawodowych zapasach. To właśnie w tej organizacji Japończyk zyskał ogromną sławę, dzięki swoim rywalizacjom, które są w zawodowym wrestlingu budowane z wielkim pietyzmem. Mimo to organizacja upadła, a Nobuhiko Takada musiał poszukać sobie nowego zajęcia.
Zanim jednak tak się stało to UWFi rywalizowało z innymi organizacjami. Jeden z założycieli i matchmaker organizacji, Yoji Anjo wyzwał do walki nawet Ricksona Gracie. Mistrz Gracie Jiu Jitsu, który chwalił się rekordem 400 zwycięstw bez porażki w walkach ulicznych odmówił jednak walki w organizacji UWFi. Anjo nie odpuścił i szturmem wparował do dojo brazylijskiej rodziny w 1994 roku. Niestety dla japońskiego zapaśnika ta historia nie ma najlepszego finału. W swojej akademii Rickson przyjął jego wyzwanie i po kilku minutach walki za zamkniętymi drzwiami Japończyk opuścił dojo z zakrwawioną twarzą i posępną miną. To jednak nie był koniec rywalizacji Ricksona Gracie z UWFi, bowiem w grudniu 1996 roku Nobuhiko Takada powiedział, że niebawem powstanie nowa organizacja, Pride FC i będzie on walczył z Ricksonem Gracie 11 października 1997 roku podczas pierwszej gali organizacji, która w przyszłości stała się numerem jeden na świecie.
Niemal 50 tysięcy ludzi wypełniło Tokyo Dome by zobaczyć walkę miejscowego idola z cieszącym się ogromną reputacją zawodnikiem z Brazylii. Komentator sportowy, Stephen Quadros porównał emocje towarzyszące temu wydarzeniu do tych, jakie miałyby miejsce przy profesjonalnej walce bijącego wtedy wszelkie rekordy popularności w Stanach Zjednoczonych zapaśnika, Hulka Hogana. Podczas pierwszej gali Pride w ringu zameldowali się uznani już zawodnicy MMA jak: rosyjski mistrz sambo, Oleg Taktarov, amerykański mistrz zapasów, Dan Severn oraz drugi członek rodziny Gracie, Renzo. Jednak to walka wieczoru przyciągnęła największe tłumy. Był to oczywiście pojedynek pomiędzy Ricksonem Gracie, a idolem japońskiej publiczności, Takadą. Japończyk uważał, że pojedynki w jego organizacji są prawdziwe, a wszystkie pozostałe organizacje zawodowych zapasów reżyserują pojedynki. Jednakże zaznaczał on, że teraz ma szansę zaprezentować swoje umiejętności w pojedynku z fighterem, którego wielu uważało za najlepszego wojownika na planecie.
Sam pojedynek przebiegał zgodnie z oczekiwaniami. Po niesamowitym występie Royce’a Gracie podczas pierwszych gal UFC powszechnie wiedziano, jak walczą zawodnicy Gracie Jiu Jitsu. Rickson więc zgodnie z oczekiwaniami szedł do przodu i atakował kopnięciem frontalnym z nogi wykrocznej. W końcu jednak japoński zapaśnik został przewrócony, a w parterze Ricson po prostu założył mu dźwignię na łokieć. Poprzedziło ją wysokie obalenie Brazylijczyka i walka z uchwytem Takady, który bronił się będąc dosiadanym przez mistrza Gracie Jiu Jitsu.
Mówi się, że gdyby nie walka Takady z Gracie podczas pierwszej gali Pride, to organizacja nie stała by się wiodącą organizacją MMA na kilka następnych lat. W przeciwieństwie jednak do CM Punka czy Dave’a Bautisty, którzy stoczyli po jednej walce w zawodowym MMA, Takada nie zaprzestał na jednym pojedynku i stoczył ich aż dziesięć. W kolejnej walce podczas gali Pride 2 organizacja rozważała ponowne zestawienie japońskiego zapaśnika z Ricksonem Gracie, jednak ostatecznie przeciwnikiem Takady został debiutujący Kyle Sturgeon. Sam pojedynek uważa się za ustawiony, bowiem Sturgeon kopał bardzo lekko w ręce Takady, po który to kopnięciu Japończyk poleciał na liny. Niewiele później Takada został obalony przez rywala jednym z najbardziej delikatnych rzutów, jakie widział świat. Na szczęście cały spektakl zakończył się w niecałe 140 sekund, kiedy w końcu japoński idol publiczności poddał przeciwnika dźwignią skrętową na kolano.
W kolejnym pojedynku Japończyk dostał możliwość ponownego zmierzenia się z Ricksonem Gracie. Japońska publiczność podbudowana zwycięstwem swojego idola wierzyła, że druga walka pomiędzy brazylijskim mistrzem, a ich faworytem będzie wyglądała inaczej. Owszem różniła się tylko czasem walki, bowiem Gracie potrzebował blisko dziewięć i pół minuty, by rozprawić się z przeciwnikiem i poddać go po raz kolejny dźwignią na rękę. Kolejne zwycięstwo miało przyjść już w kolejnej walce.
Do kolejnej walki japoński zapaśnik wyszedł, by zmierzyć się z zapaśnikiem stylu wolnego z USA, Markiem Colemanem. Coleman miał już wyrobioną opinię groźnego zawodnika, który zdobył tytuł mistrza UFC w wadze ciężkiej łatwo pokonując Dana Severna. Jednak potem trafiły mu się trzy dotkliwe porażki: z Maurice Smithem, Petem Williamsem oraz Pedro Rizzo. Japończyk nie mógł wiedzieć, że Coelman będzie ostrożny w walce i pozwoli japońskiemu wrestlerowi spokojnie pracować z pleców. W pierwszej rundzie Amerykanin udawał zapracowanego, mając na plecach leżącego rywala. Ważący 20 kilogramów mniej Takada nie miał za wiele pracy w defensywie, ale był w stanie w końcu wrócić do stójki, jednak tylko po to, by rywal wywrócił go ponownie i znalazł się w jego gardzie. W drugiej rundzie Coleman znów powtórzył akcję z pierwszej, nie atakując rywala i czekając na jego ruch. W końcu Takada poszedł po dźwignie skrętową na kolano i od tego momentu zaczął się cyrk. Coleman włączył tryb pro wrestling i pokazywał w stronę sędziego, że nie podda się. Jednakże w końcu odklepał dźwignie na nogę i dało to kolejne podwaliny do twierdzenia, że zwycięstwa Takady były okupione nie tylko ciężkimi treningami i rozwojem umiejętności, ale również dolarami wypłacanymi jego przeciwnikom pod stołem. Było to drugie i ostatnie zwycięstwo Takady na zasadach MMA.
W kolejnej walce podczas Pride 6 japoński zawodnik, niesiony zwycięstwem nad amerykańskim zapaśnikiem stylu wolnego miał zmierzyć się z kolejnym reprezentantem amerykańskich zapasów, Markiem Kerrem. O tym zawodniku pisaliśmy w poprzednim artykule z cyklu ‘Zapomniani bohaterowie, historia niepominięta’, do lektury którego zapraszam. Kerr nie bawił się w żadne cyrki, udawanie walki czy jej sprzedaż. W niewiele ponad 3 minuty poddał dźwignią na łokieć rywala podczas gali w Kanagawie. Tak oto narodziła się wielka popularność Kerra, a Takada niebawem miał stanąć przed kolejnym wielkim wyzwaniem.
Japończyk po niewiele ponad pół roku po raz kolejny zmierzył się z członkiem rodziny Gracie. Pride postanowiło zorganizować turniej bez podziału na kategorie wagowe z udziałem 16 zawodników, a było o co walczyć. Zwycięzca miał zagwarantowaną wypłatę, jakiej świat mieszanych sztuk walki, czy jak kto woli vale tudo, jeszcze nie widział. W pierwszej rundzie turnieju Takada stanął naprzeciw zwycięzcy pierwszego turnieju UFC, Royce’owi Gracie. Można powiedzieć, że w końcu Takada rywalizował z zawodnikiem, który był przynajmniej zbliżony do niego wagą. Gracie nie dał sobie zrobic krzywdy w tym grapplerskim pojedynku i pewnie zwyciężył decyzją sędziów po 15 minutach walki. Tym samym wyeliminował Takadę z turnieju, a sam w kolejnej walce zmierzył się z jednym z najlepszych japońskich zawodników MMA, jakich nosiła matka ziemia, Kazushim Sakurabą. Wróćmy jednak do Takady i jego kolejnych walk.
Już po zakończeniu turnieju, w październiku 2000 roku Takada zmierzył się z siejącym postrach na japońskich ringach, weteranem vale tudo, mocno bijącym Igorem Wowczanczynem. Pierwsza runda poszła Japończykowi nawet dobrze, potrafił on skontrolować swojego ukraińskiego oponenta w parterze. W drugiej jednak już nie było tak kolorowo dla japońskiej gwiazdy. Wowczanczyn zdobył dosiad i zasypał rywala gradem ciosów, na co ten zareagował odklepując porażkę. Byłą to trzecia porażka z rzędu bożyszcza japońśkiej publiczności, więc organizacja Pride postanowiła coś zmienić, żeby ich gwiazdor mógł wrócić na zwycięską ścieżkę.
Ową zmianą miały być pojedynki z zawodnikami znanymi z turniejów K-1. Mający za sobą jedną zwycięską walkę w kickboxingu, Mirko ‘Cro Cop’ Filipovic stanął naprzeciw Takady 3 listopada 2001 roku podczas Pride 17 w Tokio. Dla Japończyka byłą to pierwsza walka od 13 miesięcy, a matchmakerowi gali powinien postawić za to zestawienie dużą butelkę najlepszego sake. Niestety dla niego pojedynek zakończył się remisem, Takada nie był w stanie poddać Filipovica, a Chorwat nie był w stanie znokautować starszego rywala. Włodarze Pride pomyśleli jednak, że co się odwlecze to nie uciecze i uznali, że popełnili błąd w matchmakingu. W kolejnej walce dali Takadzie absolutnego debiutanta, również kickboxera, Mike’a Bernardo. Podczas noworocznej gali w 2001 roku, niecałe dwa miesiące po walce z Cro Copem, Takada znów zremisował z debiutującym przeciwnikiem. W Saitamie zdano sobie sprawę, że czas Takady już minął, na jego plecach trzeba wypromować kolejną wielką gwiazdę, która razem z Kazushim Sakurabą pociągnie wózek zwany Pride. Wybór padł na weterana UWFi, mającego na koncie walki w MMA w organizacji Rings, Kiyoshiego Tamurę.
Miała być to walka na zakończenie kariery Takady. Tamura miał passę porażek i był szalenie niedocenianym zawodnikiem. Najmłodszy wrestler walczący w UWFi, później w Kingdom, a następnie w MMA w organizacji Rings. Tamura był drugim japońskim wojownikiem, który pokonał członka rodziny Gracie, po tym jak w lutym 2000 roku pokonał Renzo. Tamura okazał się być silnym zapaśnikiem, z mocnymi kopnięciami. Po obijaniu przez pierwszą rundę nóg oraz korpusu Takady, w drugiej odsłonie Tamura złapał starszego rywala sierpowym, po którym ten bezwładnie upadł na matę i z otwartymi szeroko oczami czekał na lekarza. Tym samym narodziła się nowa japońska gwiazda, która niekoniecznie miała wygrać z Takadą.
Natomiast sam Takada zajął się inną działalnością, powrócił do świata pro wrestlingu z nową organizacją, którą nazwał Hustle. Ponadto cały czas był członkiem zarządu Pride, do momentu kupienia organizacji przez ZUFFA w 2007 roku. Kiedy powstała organizacja Rizin FF, Takada stał się matchmakerem oraz rzecznikiem prasowym organizacji. Wszystko oczywiście w kooperacji z Nobuyukim Sakakibarą oraz wcześniejszymi pracownikami Pride, z którymi współpracował również przy organizacji swoich gal pro wrestlingu.