DAMIAN SZMIIGIELSKI: BYŁA OFERTA FEN, WYBRAŁEM ACB
Przedstawiamy obszerną rozmowę z czołowym zawodnikiem wagi koguciej w Polsce, Damianem Szmigielskim z Shark Team Łódź, która w styczniu ukazała się w miesięczniku Sport dla Wszystkich. Nasz redaktor i SdW poruszył kilka ciekawych kwestii, min odmowy podpisania kontraktu z Fight Exclusive Night, szansach an walkę o pas ACB oraz codziennego życia Damiana.Sport dla Wszystkich: Skąd w ogóle u Ciebie wzięło się zainteresowanie MMA?
Damian Szmigielski: Pasja się wzięła z obejrzenia walki Pawła Nastuli z Rodrigo Nogueirą w Pride. Wtedy chciałem spróbować trenowania sztuk walki. W Łodzi było wtedy karate, ale jakoś mnie to nie przekonywało. Razem z kolegą postanowiliśmy jednak, że będziemy chodzić na treningi od jednego do drugiego klubu w Łodzi i wybierzemy coś najbardziej odpowiedniego dla siebie. Tak trafiłem do klubu Gracie Barra Łódź, jeszcze do starej siedziby. Przyszedłem przed wakacjami, więc podczas przerwy między kolejnymi semestrami w szkole trenowałem naprawdę intensywnie, mówiąc krótko złapałem bakcyla. Po około 3-4 miesiącach treningów zacząłem startować amatorsko. Nie pamiętam już dokładnie ile tych walk miałem, ale na amatorskich zawodach stoczyłem około 12 walk. Startowałem w dywizji do 61 kg, w tamtych czasach byłem o wiele szczuplejszy. Wtedy nie miałem żadnego problemu ze zbijaniem wagi do 61 kg. Dopiero później nabrałem masy i teraz mam nieco trudniej zbić. Na zawodach amatorskich walczyłem min. z Arturem Drążkiem, Bartłomiejem Koperą i innymi zawodnikami.
SdW: W zawodowstwie wszystko na początku szło jak po maśle, wygrywałeś kolejne walki. Spodziewałeś się przed rozpoczęciem kariery, że wszystko będzie się tak dobrze układać?
DSz: Wiedziałem, że trenuję w jednym z najlepszych gymów jeśli chodzi o kategorię ‘’małych stworków’’ jak to nazywamy w klubie. Trenowałem z takimi zawodnikami jak Marcin Lasota, Dawid Gralka, Mikołaj Kałuda czy Kevin Nowak, to nie mogłem się spodziewać innych rezultatów. Ponadto mieliśmy obozy sparingowe i tam szło nam naprawdę dobrze, przyjezdni naprawdę odstawali przez co pewność siebie jeszcze wzrastała. Pierwsze dwie walki zawodowe miałem lżejsze, żeby wejść do świata zawodowców. Później już walczyłem z mocnymi zawodnikami, niepokonanymi, bardziej doświadczonymi, którzy już pojawiali się w rankingach.
SdW: Później przyszła pierwsza porażka, definiujący moment w karierze sportowca, który odsiewa mistrzów od tych, którzy rezygnują. Jak wspominasz tamtą porażkę?
DSz: Sporo rzeczy nie zagrało wtedy. Mój rywal min nie chciał zrobić wagi. Wydaje mi się jednak, że stwierdził, że jako gwiazda z Irlandii wcale nie musi robić wagi. Umówiliśmy się na catchweight i postanowiłem, że będę schodził dietą z wagą i spaliłem sporo mięśni. Ponadto przed tamtą walką cały czas miałem taki sam gameplan. Nic nie zmienialiśmy do tej walki i rywal perfekcyjnie odrobił zadanie domowe. Zawsze szedłem do przodu, a mój rywal walczył z kontry. Zresztą po walce mi powiedział, że bardzo mu pasował mój styl. To była moja siódma walka, rywal miał ich piętnaście i wygrał doświadczeniem. Pamiętam, że na początku ciężko było się z tym pogodzić. Później jednak był to solidny kopniak do rozwoju i po tamtej walce zacząłem nieco inaczej walczyć, popracować nad nieco spokojniejszym sposobem walki, by mieć czym zaskoczyć przeciwnika.
SdW: Podpisałeś kontrakt na walki w Absolute Championship Berkut. Czy w Twoim przypadku, tak jak w przypadku Rafała Haratyka, było to spowodowane brakiem konkretnych propozycji walk w Polsce?
DSz: Można powiedzieć, że tak. W Polsce pokonałem już niemal wszystkich zawodników i musiałbym walczyć z nimi ponownie. Głównym powodem jednak były pieniądze, więc dlatego postanowiłem walczyć w jakiejś większej organizacji. Równolegle z ACB miałem propozycję z Fight Exclusive Night i zwyciężyła lepsza oferta finansowa od Czeczenów. Nie ma się co oszukiwać, zawodowcy walczą dla pieniędzy, a dla mnie najkorzystniejsza oferta wyszła od ACB. Oczywiście fajnie byłoby walczyć w Polsce, jednak równie dobrze jest rywalizować pod Polską flagą w zagranicznych organizacjach. Po dwóch walkach w ACB jestem w stanie powiedzieć, że mogę przeżyć za pieniądze z walk.
SdW: Wygrałeś już dwie walki w ACB, obydwie przed czasem. Ostatnio w Rostowie znokautowałeś rywala, jednak na czacie podczas transmisji sporo ludzi pisało, że przerwanie było przedwczesne. Czy w klatce wiedziałeś, że to już jest po walce, czy decyzja sędziego Cię nieco zaskoczyła?
DSz: W pierwszej chwili szybko zareagowałem, starałem się jeszcze dobić rywala. Miałem już czystą pozycję boczną, chciałem skontrolować rywala i zadać kilka ciosów, które zakończą walkę. Wiedziałem, że jestem bliski wygrania przed czasem, bo rywal upadł prosto na twarz. W pierwszej chwili się nie spodziewałem, bo rywal złapał mnie jeszcze na próbę balachy, jednak nie dałem się zaskoczyć. Nieco się rozluźniłem i oddałem mu rękę, co było błędem z mojej strony. Rywal jednak nie miał pretensji, po walce normalnie mi podziękował, tak samo jak narożnik mojego przeciwnika. Ponadto komentator, gwiazda UFC Frank Mir w pierwszej chwili pomyśleli, że przerwano walkę za wcześnie, jednak po przeanalizowaniu powtórek uznali, że sędzia podjął słuszną decyzję.
SdW: Dwie wygrane przed czasem z rzędu, więc nasuwa się pytanie, czy padła oferta walki o pas ACB?
DSz: Wydaje mi się, że musze wygrać jeszcze jedną walkę, by dostąpić zaszczytu walki o pas. Moja kategoria jest niezwykle mocna, jest kilku zawodników, którzy są w kolejce przede mną, jednak po kolejnej wygranej ja znajdę się bardzo blisko walki o pas. Na razie nie wiem, gdzie miałbym walczyć, wiem że będzie gala w Olsztynie niebawem, więc logiczne wydaje się być, że na niej zawalczę, ale nie ma jeszcze konkretów.
SdW: Czeczeńska organizacja jest dla Ciebie tylko przystankiem w drodze do UFC?
DSz: Nie. Oczywiście marzeniem każdego zawodnika, w tym moim, są walki w UFC, jednak ja nie traktuję ACB jako trampoliny do UFC czy przystanku na tej drodze. Poziom sportowy w tej organizacji jest naprawdę wysoki i czeczeńscy promotorzy nie mają się czego wstydzić. Ja nie mam jeszcze jakiegoś super rekordu, wiec chcę zbierać doświadczenie w ACB. Zobaczymy jednak co przyniesie przyszłość, bo jeśli zostanę mistrzem ACB to musiałbym zajrzeć w kontrakt i sprawdzić, czy będę w ogóle mógł odejść jako mistrz. Staram się jednak nie wybiegać tak daleko w przyszłość. Na ten moment jestem w dobrej organizacji, która też ma trzy literki w nazwie jak UFC i skupiam się na walkach dla nich i na wygrywaniu kolejnych walk, bo bez zwycięstw nie można myśleć o UFC.
SdW: Utrzymujesz się tylko z walk?
DSz: To trudne pytanie, bowiem dwoma walkami w ACB zarobiłem trochę pieniędzy, które pozwalają gdzieś patrzeć spokojnie na stan konta. Jednak cały czas muszę jeszcze pracować, czy to stać na bramce czy prowadzić treningi personalne. W roku toczy się max 3-4 walki, więc raczej ciężko jest się utrzymywać wyłącznie z toczenia walk, chociaż mam nadzieję, że w przyszłości będę mógł odpowiedzieć twierdząco na Twoje pytanie.
SdW: Walczysz w dywizji koguciej, więc musisz pewnie wyjątkowo mocno pilnować swojej wagi, ale w MMA ważne jest przygotowanie również siłowo – kondycyjne. Zdradź nam, jak wyglądają Twoje treningi na siłowni.
DSz: Z reguły mam jeden cykl budujący siłę maksymalną w ciągu roku. W tym okresie przygotowuje ciało pod względem prewencji przed kontuzjami i nabraniu nieco mięśni. Później już robimy trening stacyjny i typowo wytrzymałościowy z wykorzystaniem wolnych ciężarów i z ciężarem swojego ciała. Na maszynach ćwiczę tylko wtedy, gdy mam kontuzję i gdy ćwiczenie na wolnych ciężarach może ją pogłębić. W walce nie walczę z maszyną, tylko ze stawiającym opór człowiekiem, więc trzeba uczyć się kontroli na wolnych ciężarach.
SdW: W kwestii diety trzymasz się sztywnych zasad wyznaczanych przez dietetyków, czy masz jakieś swoje ulubione produkty, których nie uświadczymy w innych dietach?
DSz: Dopiero po pierwszej porażce zacząłem przykładać uwagę do jedzenia, nie tyle co do diety, ale do samych posiłków i produktów, które spożywam. Oczywiście poczułem różnicę na korzyść po zastosowaniu się do diety jakościowej. Do ostatniej walki o moją dietę dbał profesjonalna firma cateringowa i na dwa tygodnie przed walką zacząłem jeść posiłki głównie białkowo tłuszczowe. I tutaj ciekawostka, że zacząłem mieć więcej energii, nie byłem senny i nie chodziłem głodny. Przestałem ucinać sobie drzemki w dzień już po dwóch dniach takiej diety i widzę różnicę właśnie poprzez drobną zmianę w diecie.