PRZED KONFERENCJĘ FUNDRAISING W SPORCIE
Życie małego klubu sportowego jest usiane trudnościami, szczególnie finansowymi. Fundusze potrzebne są na wiele spraw: stroje, wyjazdy, sprzęt. Na dodatek klubów i organizacji sportowych jest w Polsce bardzo dużo i znalezienie sponsora na tak konkurencyjnym rynku jest bardzo trudne.
Rozwiązaniem tego problemu może być fundraising, czyli pozyskiwanie funduszy dzięki etycznemu utrzymywaniu relacji z darczyńcami. Fundraising może stać się wstępem do znalezienia sponsora. Może również zapewnić klubowi stabilność nawet bez sponsoringu. O tym, jak go wprowadzić, opowiada Kinga Chłopicka, fundraiser i członek Zarządu Krakowskiego Klubu Karate Tradycyjnego.
- Skąd pomysł na fundraising w klubie karate?Zanim odpowiem na to pytanie musi być kilka słów wprowadzenia: Krakowski Klub Karate Tradycyjnego powstał w lipcu 2013 z części sekcji AKT Niepołomice, prowadzonych wcześniej przez 5 lat przez senseia, czyli mistrza Rafała Wajdę w Krakowie. To ważne, bo pokazuje, że mieliśmy na starcie pewien kapitał. Było nim około 90 dzieci, w tym sporo świetnych małych zawodników oraz doświadczenie i wiedza senseia. Od tego czasu przybyło nam 6 kolejnych miejsc treningowych i mamy już ponad 500 trenujących. Rafał Wajda jest po prostu mistrzem świata i jako utytułowany zawodnik i jako wspaniałym trener.Kiedy dowiedziałam się, że zamierza założyć swój klub, wiedziałam, że trzeba mu pomóc rozpocząć nowy etap. Zdecydował się na bardzo odważny krok. To mi się podobało. Czułam, że jako rodzic (choć myślę, że odczuwała tak większość rodziców), wiele zawdzięczam Rafałowi: nie tylko radość związaną ze zwycięstwami dzieci, ale przede wszystkim bardzo dużą pomoc w wychowaniu.Zastanawiałam się, co mogę zrobić. Nie mieliśmy w zasadzie żadnego doświadczenia organizacyjnego, a jednym z problemów, który napotkaliśmy były pieniądze. Choć karate nie jest sportem, który wymaga dużych nakładów finansowych (nie potrzeba specjalistycznych strojów, obuwia, sprzętu), nie jest jednak całkiem tanie. Najwięcej wydaje się na wyjazdy i zawody. Dla wielu rodziców jest to ogromny wysiłek finansowy. Wydało mi się to bardzo krzywdzące: czemu brak pieniędzy ma przeszkodzić tym zdolnym i pracowitym dzieciom w sportowym rozwoju? Wtedy mnie olśniło! Przypomniał mi się mój kolega z młodości, Robert Kawałko, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Fundraisingu. Wiedziałam, że Robert pomaga organizacjom zdobywać pieniądze na działalność. Umówiłam mnie i senseia na spotkanie.
- A na spotkaniu…Dużo rozmawialiśmy. Robert zaproponował nam kilka rozwiązań. Kiedy przyszło do ich realizacji, czułam się jak na poligonie – wykonywaliśmy praktycznie wszystkie jego polecenia. Na początku były bardzo ważne zmiany, niezwiązane bezpośrednio ze zdobywaniem pieniędzy: poprawa logotypu, stworzenie wizytówek, papieru firmowego, regularna mailowa korespondencja z rodzicami ćwiczących, prowadzenie strony klubowej i Facebooka. Dostaliśmy np. zadanie: dwa tygodnie na zdobycie 1000 „lajków” naszego profilu. Daliśmy radę.
- Chcieliście jednak zebrać pieniądze, żeby pomóc finansowo dzieciom.Tak, taki był pierwszy cel naszych działań. Do tego potrzebne było jednak zaangażowanie różnych osób. Najbliższą grupą byli rodzice. Robert zaproponował nam zorganizowanie zebrania dla jak największej liczby rodziców i wyjaśnienie im, co chcemy zrobić i na co potrzebujemy pieniędzy. Zorganizowaliśmy spotkanie noworoczne. Było prawie 200 osób. Każdy z rodziców przygotował coś na spotkanie: upiekł ciasto, zrobił sałatkę, jakoś się zaangażował. Już byli nasi. Przygotowaliśmy specjalną ulotkę – każdy mógł zadeklarować na niej kwotę, jaką chciałby wspomóc klub.
- Przecież wspierali klub płacąc za zajęcia...Wiem, można pomyśleć, że chcieliśmy po prostu wyciągnąć kasę od rodziców. Ale tak nie było. To się da wyczuć, że działanie ma szlachetne intencje. Myślę, że wszyscy rodzice dostrzegli w tym szczerość i zapał. Przyszedł do mnie jeden tata i powiedział tak: „Nigdy nigdzie nie należałem, nic nie robiłem społecznie, nigdzie się nie udzielałem, ale teraz ….chcę!” To było uskrzydlające. Teraz ten rodzic jest jednym z najbardziej zaangażowanych w klubie. Założyliśmy Fundusz Rozwoju Klubu.Już z pierwszych deklaracji wynikało, że sporo osób jest zainteresowanych pomocą. W ten sposób pozyskaliśmy pierwszych darczyńców. Oczywiście nie było aż tak prosto: czasem trzeba im było przypominać o wpłatach. Dziś 40 darczyńców wpłaca pieniądze co miesiąc. Daje to nam dodatkowe 1200 zł miesięcznie do rozdysponowania według potrzeb. Czasami dostajemy również darowizny na konkretne akcje. Któregoś razu potrzebowaliśmy pieniędzy, żeby całej drużynie kupić jednakowe dresy. Jeden z rodziców przekazał nam na ten cel 5 tys. zł, nie chcąc nawet wzmianki na ten temat na naszej stronie internetowej.
- Nie łatwiej było znaleźć sponsora?Karate nie jest sportem olimpijskim i nie ma zbyt wielu szans na zdobycie sponsora. Poza tym to klub dla dzieci, a nie znanych sportowców, których pokazuje się w telewizji. Łatwiej było nam zwrócić się do rodziców. Rodzice się pozytywnie wkręcają. Angażują się kiedy dzieci startują w zawodach, a już kiedy są to turnieje międzynarodowe, to nawet ojcowie, który nigdy nie mieli igły w rękach osobiście, kłując się, przyszywają orzełki do karateg. Zwrócenie się o pomoc do rodziców trenujących to był dobry krok, bo to oni przyprowadzili do nas sponsora. Realizowaliśmy wtedy nasz największy cel: wyjazd na Puchar Świata Dzieci w Szwajcarii. Chcieliśmy pomóc rodzicom w pokryciu kosztów (wyjazd organizowany był przez Polski Związek Karate Tradycyjnego, więc nie mieliśmy wpływu na cenę). Zbieraliśmy pieniądze przez portal Polak Potrafi i indywidualne wpłaty. Prosiłam o pokrycie kosztów wyjazdu jednego zawodnika i takie darowizny uzyskaliśmy np. od firmy Limpol, od senatora Jarosława Laseckiego i od szefa Wojskowej Federacji Sportowej, gen. Lecha Konopki. Jesteśmy klubem cywilnym, więc WFS nie mogła nam pomóc, ale pan generałowi tak się podobał nasz zapał, że wspomógł nas jako osoba prywatna. Wszyscy darczyńcy, którzy wyrazili na to zgodę, są umieszczeni na naszej stronie internetowej: www.karatekrk.pl.
Byliśmy jeszcze daleko od potrzebnych nam 26 tys., kiedy dostaliśmy telefon od właścicieli firmy Quality Oil. Okazało się, że są znajomymi jednego z rodziców, których dzieci przychodzą na treningi. Umówiliśmy się na spotkanie. Zapytali, czego potrzebujemy do działania. Skalkulowaliśmy nasze wydatki i przedstawiliśmy im propozycję, która dawała nam szanse na stabilne funkcjonowanie, bez potrzeby ciągłego martwienia się o pieniądze. Na wyjazd potrzebowaliśmy 15 tys. zł i poprosiliśmy jeszcze o comiesięcznie wsparcie na bieżące działania i rozwój klubu. Następnego dnia oddzwonili, przelali pieniądze na wyjazd dla dzieci i zgodzili się nas wspierać regularnie. Dodatkowo przygotowali dla nas czapki i ręczniki z nadrukowanym logotypem firmy. W ten spsób Quality Oil zostało naszym sponsorem generalnym.
- Nie każdy ma wśród znajomych bogatych właścicieli firm.Na pewno mieliśmy dużo szczęścia, ale nie tylko. Firma Quality Oil jest nową marką wprowadzaną dopiero na rynek. To będzie sieć stacji benzynowych. Kiedy zapytałam niedawno jej właścicieli – co właściwie nimi kierowało, że nas wybrali – usłyszałam fantastyczne wytłumaczenie, że chcą pomagać dzieciom (to kobieca wrażliwość pani Eweliny) i że karate jako sport walki, ale z kontrolą siły i bez agresji, to najlepszy sposób na kształtowanie nowego pokolenia Polaków. To nie jest projekt na 2 godziny trenowania w tygodniu, tylko na całe życie. Chcieli mieć taki udział w wychowywaniu młodego pokolenia. O naszych dzieciach wiedzieli już bardzo dużo. Nie tylko za sprawą znajomych, którzy ich do nas przyprowadzili, ale również dzięki temu, że wkładamy dużo wysiłku w naszą stronę internetową oraz stronę na Facebooku. Każdy rodzic, ale również potencjalny darczyńca i sponsor, na bieżąco dowiaduje się, co słychać u naszych podopiecznych. Wiem, że dla większości trenerów i wychowawców takie codzienne pisanie to męka. W klubie ja obsługuję te kanały, bo to nie sprawia mi trudności. Natomiast inni rodzice pomagają w różnych obszarach: od przygotowania filmów promocyjnych, ubezpieczeń, projektów architektonicznych, po porady prawne, catering na naszych imprezach, organizowanie wyjść dla członków klubu. Trzon pomocnych osób tworzą w zasadzie rodzice dzieci, które jeżdżą na zawody.
- Wracając do spotkania -jak wygląda rozmowa z ludźmi, którzy chcą wam dać dużo pieniędzy?Była nas trójka: sensei, ja i jeszcze jeden zaangażowany rodzic. Umówiliśmy się w kawiarni blisko naszej sali do ćwiczeń. Rozmawialiśmy godzinę. Pytali o to, co robimy i czego potrzebujemy. To była bardzo miła rozmowa ze wspaniałymi ludźmi. Wydaje mi się, że mieli świadomość, że sponsoring klubu nie przyniesie im wielkich korzyści marketingowych. Czułam jednak, że są pełni podziwu dla Rafała, jako zawodnika i trenera. Nasz klub ma najlepsze wyniki na wszystkich zawodach w kategorii dzieci. Jesteśmy bezkonkurencyjni. Więc w jakiś sposób też pomożemy wypromować nową markę, dając wizerunek firmy, która jest wrażliwa na społeczne potrzeby. Klub karate różni się od innych organizacji sportowych, nie ma w nim agresji, brutalności, wulgarnych słów. Moi synowie grają też w piłkę nożną, więc dostrzegam różnice w tych dwóch środowiskach. Myślę, że dostrzegli to również nasi sponsorzy.
- Jak jeszcze pozyskujecie pieniądze na działalność?Organizujemy różne drobne akcje. Np., za radą Roberta Kawałko -w okresie przed świętami wielkanocnymi robiliśmy dzieciom zdjęcia w czasie treningów i z senseiem. Rozdawaliśmy je potem na święta wraz z życzeniami i kartką informującą, że wykonanie tego zdjęcia kosztowało nas 2 złote, ale można też wesprzeć klub płacąc za nie więcej. Większość rodziców wpłaciła większą kwotę. Udało nam się dzięki temu zebrać ponad 1600 zł. Jako fundraiser wykorzystuję wiele moich prywatnych znajomości. Wtedy zaprosiłam do współpracy znajomego fotografa. Mamy też Fundusz Rozwoju Klubu, z którego środków tworzymy pakiety startowe dla nowych dzieci. Dziecko otrzymuje na wstępie koszulkę, a po tym, jak rodzice zobaczą, że warto przychodzić do klubu, prosimy ich o wsparcie funduszu.
- Nie odnosi Pani wrażenia, że to wyłudzanie pieniędzy?Nie, bo jesteśmy autentyczni w tym, co robimy. Dlatego ludzie przychodzą i mówią – słyszeliśmy o was dobre rzeczy. Czy możemy przyprowadzić dziecko na zajęcia? Bardzo angażujemy się w życie klubu, nie jesteśmy machiną do wyciągania pieniędzy. Wszyscy rodzice pracują u społecznie. Kwoty, o których tu mówimy nie są wysokie, ale dzięki nim możemy działać. Teraz organizujemy akcję z kalendarzem. Będzie bardzo estetyczny, ładnie przygotowany, duży. Zrobienie takiego kalendarza kosztuje więcej, ale będziemy go sprzedawać za 20 zł. Jeśli ktoś będzie chciał dać więcej, by pomóc nam wspierać biedniejsze dzieci, to czemu mamy mu zabraniać? Taka akcja jest też formą promocji.
- Jakie cele będziecie teraz realizować?Bardzo chcemy znaleźć siedzibę w Krakowie, miejsce, gdzie dzieci będą mogły trenować -swoje dojo. Nie mamy na razie pieniędzy na kupno lub wybudowanie nowej. Planujemy poprosić miasto o użyczenie lokalu, ale najpierw chcemy się pokazać z dobrej strony, jako okrzepła organizacja. Fundraising jest w naszej organizacji ważny, jednak na pierwszym miejscu jest trening. Od treningu wszystko się zaczyna. Jeśli uda nam się to połączyć i dzięki fundraisingowi znaleźć miejsce do trenowania, będziemy bardzo szczęśliwi.
O fundraisingu dla organizacji sportowych Kinga Chłopicka oraz inni prelegenci opowiedzą 28 listopada w czasie konferencji „Fundraising w sporcie” w Warszawie. Więcej informacji: www.sport.fundraising.org.pl
Organizatorem konferencji jest Polskie Stowarzyszenie Fundraisingu. Współorganizatorem - Fundacja Rozwoju Kultury Fizycznej. Patronat Merytoryczny objęła Fundacja Doroty Świeniewicz.