DRWAL: JESTEM DZIECKIEM SPORTU
Rozpiera go energia. Biega długie dystanse, jeździ na rowerze, chodzi po górach. Unika telewizji i internetu, woli dobrą książkę. Zawodowo od dekady walczy w klatce i w kraju mało kto może mu pod tym względem dorównać. Oto Tomasz Drwal, jedna z największych gwiazd polskiego MMA.
- Tata uprawiał kolarstwo szosowe, mama gimnastykę i turystykę górską. Zamiłowanie do sportu odziedziczył pan w genach?Tomasz Drwal: Od małego jestem dzieckiem sportu. Zawsze było mnie wszędzie pełno, byłem bardzo ruchliwy. Moja mama też tak ma. Ona nie usiedzi w domu, musi np. chodzić po górach, niewustannie. Taki typ. Wstaje rano i musi coś robić.
- W największej organizacji MMA na świecie walczył pan sześciokrotnie (3 zwycięstwa, 3 porażki). Jest pan z tych występów zadowolony?TD: Skłamałbym mówiąc, że nie popełniłem wielu błędów. Nie wiedziałem wtedy tyle o treningu, co wiem teraz. Nie miałem mentora, specjalisty, który koordynowałby moje przygotowania. Trenowałem u boksera - ustawiał mnie pod walkę bokserską, zapaśnik - pod walkę zapaśniczą. Każdy mówił co innego, nie wiedziałem, którego mam słuchać. W Polsce kompleksowego treningu pod MMA wtedy nie było.
Dopiero w Stanach zobaczyłem, jak wygląda profesjonalne przygotowanie do walki. Od każdej płaszczyzny walki był inny trener, do tego specjalista od przygotowania kondycyjnego. Nad ich pracą czuwał koordynator. Wyszukiwał błędów i przesuwał akcenty treningowe. Do dzisiaj tak się pracuje w USA, dlatego ich zawodnicy MMA są wszechstronni. W Polsce mam wrażenie, że dużo zawodników jest ukierunkowana na walkę w parterze, brakuje im tej wszechstronności.
- Od powrotu do kraju z USA wygrał pan cztery kolejne walki. Myśli pan o powrocie do UFC?TD: Jest taka możliwość, ale teraz koncentruje się na walkach i pracy w kraju.
- Woli pan budować popularność MMA w Polsce?TD: Tak, bo mamy co budować. Media interesują się naszą dyscypliną, są kibice, zawodnicy z potencjałem. Poza tym dopiero od trzech lat spokojnie mieszkam i trenuję w kraju. Bardzo mi to odpowiada. Wcześniej non stop byłem na walizkach. Telefon, pada rozkaz i jedziesz, bo masz ważny kontrakt. Chcę założyć rodzinę, być przy niej, a takie wyjazdy nie są dobre na dłuższą metę.
- Ma pan 32 lata, od dziesięciu walczy zawodowo. Jak pan ocenia swoją obecną formę na tle całej kariery?TD: Obecną formę pokazałem 1 marca, myślę, że była całkiem niezła. Czuję, że to jest szczytowy moment, mając na uwadze formę sportową, fizyczność i wiedzę o treningu i swoim organizmie. Gdybym wiedział to wszystko w 2007 roku, kiedy podpisywałem kontrakt z UFC, moja kariera mogłaby potoczyć się inaczej.
- Na koniec zapytam o plany sportowe. Forma, jak pan mówi, jest, więc nic, tylko walczyć...TD: Chciałbym jeszcze raz lub dwa w tym roku powalczyć. Czekam na wieści od PROMMAC. Mam kilka drobnych urazów, które muszę zaleczyć. Pewnie zdążyłbym przed wakacjami, ale optymalna będzie dla mnie jesień. Teraz chciałbym poświęcić się rodzinie i wyjechać na dłuższy urlop. Ostatni okres był bardzo pracowity. Przygotowania do walki, treningi w kilku miejscach, prowadzenie klubu. Zdecydowanie potrzebuję porządnych wakacji.Rozmawiał: Dariusz Jaroń
Cały wywiad na Interia.pl.