ARTUR PRZYBYSZ - CZŁOWIEK ORKIESTRA

Dodano: 22 grudnia 2013 23:38
ARTUR PRZYBYSZ - CZŁOWIEK ORKIESTRA
Łukasz Lubański, Opracowanie własne
Obraz własny
Przedstawiamy wywiad z Arturem Przybyszem, koordynatorem do spraw mediów w federacji KSW

Artur Przybysz to jedna z barwniejszych postaci współtworzących KSW. Zajmuje się wszelkimi sprawami z zakresu życia medialnego organizacji. Twórca TransforMMAcji - projektu pomagającemu Polakom zgubić zbędne kilogramy. Przed etatem w KSW, redaktor Mazowieckiego Sport Expressu. Jego szczerość i bezpośredniość nie jednemu dały się we znaki. Przez wielu określany mianem osoby kontrowersyjnej. Zapraszam do lektury obszernego wywiadu, w którym mój rozmówca opowiada m.in. o doświadczeniach z dzieciństwa, miłości, odchudzaniu i sporcie.

Obecnie jesteś jedną z twarzy największej organizacji MMA w Europie. Czujesz się spełnionym człowiekiem?AP: Zacznijmy od tego, że twarzą KSW może być Mamed Khalidov lub Michał Materla. Ja jestem osobą współtworzącą organizację, ale na pewno nie jej twarzą. Zawodowo jestem spełniony, jednak jako człowiek już nie. Jak będę miał kochającą żonę, dziecko, zbuduję dom i zasadzę drzewko dla rodziny, to dopiero wtedy będę mógł powiedzieć, że czuję się spełniony.

Co ukształtowało twój charakter?Trudno jednoznacznie powiedzieć. Znaczący wpływ miała okolica, w której dorastałem. Nie wychowywałem się w środowisku grzecznych chłopców. Większość moich dawnych znajomych to osoby z tzw. patologii. Wielu z nich jest teraz tam, gdzie świąt nie spędza się w rodzinnym gronie.

W jaki sposób udało się tobie zerwać z tym środowiskiem?Nie chciałem być tacy jak oni i obrałem inną drogę. To nie tak, że całkowicie się od tego odcinam. Nie mam problemu z tym, żeby na ulicy z nimi porozmawiać, czy przybić piątkę. Jednak podchodzę do tego wszystkiego z dużym dystansem.

Jakie jest twoje najgorsze wspomnienie z dzieciństwa?Śmierć taty. Miałem wtedy 6 lat, ale pamiętam jakby to było wczoraj: Mama z siostrą odebrały mnie z przedszkola, po czym wracaliśmy do domu. Zostałem przed klatką aby pobawić się z dwoma kolegami, a oni w pewnym momencie zwrócili się do mnie - Czemu nie idziesz do domu? Przecież twój tata nie żyje. Pobiegłem na górę i zobaczyłem w mieszkaniu całą rodzinę, wszyscy płakali. Jako nastolatek równie mocno przeżyłem śmierć mamy. Została mi tylko starsza siostra i jej syn. Musiałem zacisnąć zęby, zakasać rękawy i szybko dojrzeć.

Jak na twoją obecną pozycję wpłynęły sytuacje z lat dziecinnych? Zmotywowały cię do działania?To nie kwestia motywacji. Wydaje mi się, że rodzice nade mną czuwają i prowadzą przez życie. Niedawno poznałem Żanetę - wspaniałą kobietę, która jest moją bratnią duszą. Wierzę, że skrzyżowanie naszych życiowych dróg jest również ich zasługą. Dziękuję im za to.

Może po prostu masz szczęście do kobiet?Zdecydowanie nie. Miałem w życiu dwa straszne epizody miłosne. Od kilku lat powinienem mieć żonę, ale dwanaście dni przed ślubem rozstaliśmy się z powodu rodzinnych nieporozumień. Po jakimś czasie poznałem kolejną dziewczynę. Wszystko układało się idealnie i myślałem, że to ta jedyna. Jednak czar prysł, gdy poszedłem do klubu go-go na wieczór kawalerski kolegi i zobaczyłem ją tańczącą na rurze.

Pamiętasz jakieś zabawne historie z okresu pracy w Mazowieckim Sport Expressie?Głównie zajmowałem się piłką nożną. Często jeździłem po Polsce i robiłem relacje z meczów w niższych ligach. Był taki klub – WKS Puznów. Boisko miało taki spadek, że gdy bramkarz wznawiał grę, to od razu dośrodkowywał piłkę pod drugą bramkę. Kiedyś widziałem też schody od domu, usytuowane metr od linii boiska, albo wielki słup telegraficzny stojący w miejscu, z którego wykonuje się rzut rożny. Na meczach UKS Siekierki Warszawa widziałem sceny rodem z filmu komediowego. Piłkarze mieli szatnię w zardzewiałych, blaszanych kolekturach po totolotku, a sędzia przebierał się w starej, zdezelowanej Hondzie prezesa.

Krążą pogłoski, że kiedyś grałeś w piłkę nożną. Jak potoczyły się losy twojej kariery?Piłka zawsze była w moim sercu. Trudno nie interesować się nią, mieszkając jeden przystanek autobusowy od stadionu Legii. Jako junior grałem w Delcie Warszawa. Niestety w wieku 16 lat zerwałem więzadła krzyżowe. Przez rok miałem nogę w gipsie, a moja kariera dobiegła końca. Do dziś odczuwam skutki tej kontuzji.

Stąd twoja późniejsza nadwaga?Na nadwagę złożyło się wiele rzeczy: śmierć mamy, kontuzja, brak ruchu, leki na alergię, które zaburzyły mój metabolizm. Wszystko nawarstwiało się, a ja zacząłem drastycznie tyć. Doprowadziłem się do takiego stanu, że kiedy stanąłem na wadze, to skończyła się skala. Okazało się, że ważyłem 167 kg przy 170 cm wzrostu.

Widać, że wziąłeś się za odchudzanie. Co wpłynęło na twoją przemianę?Poznanie Piotra Jeleniewskiego. Pewnego razu spotkaliśmy się na obozie KSW w Olsztynie. Wziął mnie na bok i powiedział, że jeżeli czegoś ze sobą nie zrobię, to niebawem czeka mnie zawał i śmierć. Rozmawiałem z nim o tym przez dwa tygodnie. Tak bardzo mi „wszedł” na psychikę, że postanowiłem wziąć się za siebie.

Jak wyglądały twoje treningi?Przez pierwsze trzy miesiące, dwa razy dziennie przez godzinę chodziłem na bieżni. Później doszły ćwiczenia z workiem bułgarskim i skakanką, zacząłem też biegać. Następnie trenowałem boks i MMA. Przez dziesięć miesięcy schudłem 89 kg.

Jesteś ojcem TransforMMAcji. Od czego się zaczęło?Pomysł zrodził się podczas mojego odchudzania. W internecie publikowałem filmy ze swoich treningów. Zacząłem dostawać telefony i e-maile od ludzi, którzy prosili o pomoc i możliwość wspólnych ćwiczeń. Program rozpoczął się na początku 2013 roku. Obecnie zajęcia odbywają się w warszawskim klubie „Everybody” przy pl. Zawiszy, pod okiem Jarosława Gdaka - specjalisty od kulturystyki. Prowadzimy dwie grupy, po dwadzieścia osób każda.

Program spełnił twoje oczekiwania?Jeżeli choćby jednej osobie udało się pomóc, to znaczy, że było warto.

Planujesz rozszerzyć zasięg tej akcji?Są rozmowy dotyczące wprowadzenia TransforMMAcji do Krakowa. Jednak do realizacji pomysłu jeszcze długa droga.

W tym roku zorganizowałeś cykl treningów w plenerze. Jaka była idea tego projektu?Polska zalicza się do państw europejskich, które mają problemy z nadwagą. Chciałem zmobilizować warszawiaków do prowadzenia zdrowego trybu życia. Pokazać im, że bez względu na wiek można coś pozytywnego ze sobą zrobić. Po zajęciach zawsze można było wspólnie usiąść i porozmawiać, poznać nowych ludzi. Niestety po początkowej euforii, zainteresowanie zaczęło stopniowo spadać, aż w końcu inicjatywa całkowicie upadła.

Co spowodowało brak zainteresowania treningami w terenie?Bez dwóch zdań - mentalność Polaków. Kolega mieszkający na stałe w Belgii, podpatrzył mój pomysł i zorganizował podobną akcję w jednym z brukselskich parków. Zajęcia odbywają się co najmniej raz w tygodniu i cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Polak woli przesiedzieć cały dzień na kanapie, jedząc słodycze i oglądając Klan lub Ojca Mateusza.

Nie lubisz Klanu?Lubię, dlatego o tym serialu wspominam. A ty nigdy nie chciałeś być jak Rysiek taksówkarz, czy doktor Lubicz? (Śmiech)

Przecież Rysiek nie żyje.Bardzo nad tym ubolewam, ale zobacz jaka mu córka wyrosła! Bożenka to obecnie obiekt pożądania każdego nastolatka. Dzieciaki zasiadają przed telewizorem, zajadają się chipsami, i właśnie dla niej oglądają ten serial (śmiech). Tylko szkoda, że potem są na tyle otyłe i mało sprawne fizycznie, że nie potrafią zrobić przewrotu w przód.

Jaka jest tego przyczyna?Przede wszystkim ograniczona liczba zajęć wychowania fizycznego w szkołach. Mam chrześniaka, który chodzi do podstawówki, i wf ma tylko raz w tygodniu. Poza tym, dzieciaki nie chcą spędzać aktywnie czasu. Wolą godzinami grać w gry komputerowe. Rodzice powinni uświadamiać swoje dzieci, że to nie jest właściwe.

W jaki sposób trafiłeś do KSW?Na pierwszych galach walczył mój kolega – Michał Chmielewski. Poszedłem mu kibicować, spodobało mi się, i od tamtej pory byłem stałym bywalcem imprez organizowanych przez federację. Z biegiem czasu poznałem Maćka Kawulskiego i Martina Lewandowskiego. Zapytałem, czy mógłbym poprowadzić ich stronę internetową. Zgodzili się, a potem systematycznie piąłem się w górę.

Jakie są wady i zalety duetu Lewandowski&Kawulski?Imponuje mi ich konsekwencja i determinacja. Oni stale dążą do perfekcji. Martinowi i Maćkowi należą się słowa uznania, ponieważ mało kto w tym kraju, potrafi coś zbudować bez układów, a im ta sztuka się udała.  Jednak duet Lewandowski&Kawulski ma również niedociągnięcia. Największą wadą są pierwsze litery ich imion. Gdy je połączymy i dodamy literę „s”, wyjdzie – M&M’s, czyli nazwa małych kolorowych cukierków. Obecnie jestem na ścisłej diecie, i gdy widzę ich razem, to od razu mam ochotę na coś słodkiego (śmiech).

Jaki wpływ na polski sport mają układy?Stanowią poważny problem. Jedną z najbardziej chorych dyscyplin jest boks. Tam wyraźnie widać korupcję, różnego rodzaju waśnie, wpływy promotorów, menedżerów itd. Pięściarze otrzymują „paski od spodni”, promotor zabrania zawodnikom kontaktowania się z portalem internetowym – to jest chore. Apeluję, żebyśmy nigdy z MMA nie robili boksu. Trzeba pamiętać, że ryba psuje się od głowy. Działacze z różnych związków trzymają się kurczowo władzy i robią na sporcie biznes. Nic dziwnego, że potem brakuje funduszy na szkolenie młodzieży, skoro rozchodzą się one po kieszeniach „leśnych dziadków”.

Czy to również tyczy się Profesjonalnego Związku MMA?Ale o jakim związku my mówimy? PZMMA istnieje jedynie w świadomości pana Parzęckiego i trenera Oknińskiego. Ostatnio na antenie Orange Sport, była debata dotycząca komisji antydopingowej, podczas której obaj panowie ciągle musieli się wzajemnie poprawiać. Póki co, Profesjonalny Związek MMA jest wielkim nieporozumieniem. Zobaczymy co będzie dalej.

Jakie zajmujesz stanowisko w sprawie kontroli antydopingowych?Dopóki w polskim MMA nie ma komisji antydopingowej, a zawodnicy nie wyglądają jak cyborgi, to niech biorą co chcą. Prawda jest taka, że w zawodowym sporcie nie ma dyscypliny, w której można utrzymać się na szczycie bez stosowania niedozwolonych środków. W Stanach Zjednoczonych produkuje się odżywki na "towarze", które powinny być zabronione. Jednak nikt nie robi z tego problemu.

Wróćmy do KSW. Na początku roku będziemy obchodzić dziesiątą rocznicę powstania organizacji. Jak podsumujesz dekadę jej istnienia pod względem sportowym i organizacyjnym?Pierwszą zasadniczą zmianą na przestrzeni dziesięciu lat jest cel, dla którego zawodnicy podpisują z nami kontrakt. Kiedyś przyjeżdżali walczyć tylko dlatego, by móc spędzić dobę w hotelu Marriott. Obecnie KSW ma zakontraktowanych wielu świetnych zawodników, którzy zarabiają duże pieniądze. Ponadto, pierwsze gale organizowane w restauracji Champions oglądało na żywo ok. 300 osób, a dziś Konfrontacja Sztuk Walki  jest w stanie zapełnić do ostatniego miejsca gdańską Ergo Arenę.

W przyszłym roku, na polskim rynku MMA pojawi się organizacja UFC, z którą Maciej Kawulski i Martin Lewandowski zapowiadają walkę o polskich kibiców. Jakie widzisz szanse KSW w tym starciu?Wejście UFC na polski rynek nie zaszkodzi KSW, a nawet pomoże, ponieważ nakręci koniunkturę. Ponadto uważam, że tylko ortodoksyjni fani tej dyscypliny, będą wiedzieć o galach UFC w naszym kraju.

O tym jak trudno inwestuje się w MMA, niedawno przekonał się Dariusz Cholewa, założyciel MMA ATTACK. Pomimo rewelacyjnej karty walk, został zmuszony do odwołania gali. Jak odniesiesz się do tej sytuacji?Na pewno organizacja MMA ATTACK stanowiła konkurencję dla KSW. Zdrowa konkurencja jest potrzebna. Jednak jeżeli ktoś nie ma pojęcia o organizacji imprez, a zna się jedynie na maszynach hazardowych, to niech zajmie się maszynami. Darek chciał być polskim Daną Whitem, tylko mu nie wyszło.

Może powrót do freak fightów będzie dla MMA ATTACK kluczem do odbudowania pozycji na rynku? Jaki masz stosunek do tego typu pojedynków?Jedynym freak fightem na KSW, była walka Mariusza Pudzianowskiego z pewnym nieudacznikiem z Częstochowy, która nakręciła ponad sześciomilionową oglądalność. Jednak zorganizowanie „walki” kulturysty z tancerzem erotycznym, było dużym przegięciem. To nie był pojedynek w formule MMA, tylko finałowy odcinek „Tańca z Gwiazdami”. Tylko później, chyba pomyliło im się z „You Can Dance”, bo każdy zaczął tańczyć osobno.

Widziałbyś szanse Roberta Burneiki w starciu z Mariuszem Pudzianowskim?Mariusz od rozpoczęcia kariery zawodnika MMA zrobił olbrzymi postęp. Nie mam żadnych wątpliwości, że na chwile obecną, Pudzian zrobiłby mu z czterech liter „Rocket Fuel”.

Z kim chciałbyś zobaczyć Pudziana w ringu?Mariusz powinien ponownie skrzyżować rękawice z Tim’em Silvią i zamknąć usta wszystkim Amerykanom, którzy naśmiewali się z niego, że jest czerwonym, nadmuchanym balonem. Jednak najprawdopodobniej, najpierw zmierzy się z Olim Thompsonem.

KSW 25 za nami. Jak ocenisz poziom sportowy gali?Pod względem sportowym była to jedna z najlepszych imprez. Świetne pojedynki. Mamed skończył walkę trochę za szybko, ale w swoim stylu. Krzysiek Kułak po przegranej z Azaitarem powinien zakończyć karierę. Jego czas już minął. Myślę, że na chwilę obecną byłby problem ze znalezieniem dla niego odpowiedniego rywala. Natomiast nie rozumiem oburzenia werdyktem po walce Piotra Strusa z Mattem Horwichem. Chyba tylko totalni idioci widzieli inny wynik walki, niż zwycięstwo Strusa. Co z tego, że Horwich obalił kilka razy Piotrka, skoro w parterze nic nie zrobił. Piotrek go bił, i dlatego wygrał walkę.  

Od czasu pierwszej walki Mameda Khalidova z Ryutą Sakuraiem minęło 3,5 roku. Nie odnosisz wrażenia, że rewanż odbył się nieco za późno?Martin i Maciek chcieli wcześniej doprowadzić do rewanżu, ale nie mogli skontaktować się z Sakuraiem. Zapadł się pod ziemię. Trudno żeby specjalnie lecieli do Japonii i go szukali.

W marcu czeka nas kolejna gala KSW. Pas mistrzowski powróci w ręce Michała Materli?W konfrontacji Michała z Jay’em Silvą jest remis. Cipek w ostatniej walce popełnił szkoleniowy błąd, który przypłacił porażką. Jednak jest to mądry chłopak, który potrafi wyciągać wnioski. Dlatego pokona Silvę.

Jaki typujesz wynik w rewanżowym starciu Anzora Azhieva z Arturem Sowińskim?W pierwszej walce byłem za Anzorem. Znam go bardzo dobrze i wiem, że jest lepszym zawodnikiem od Kornika. Artur nie ma żadnych argumentów na pokonanie Anzora. Gdyby nie przypadkowe zderzenie głowami w ich pierwszym pojedynku, to Kornik już by się z maty nie podniósł.

Kibice oraz osoby ze środowiska sportów walki, debatują nad słusznością zmiany areny walk na galach KSW. Jesteś za zniesieniem ringu i zastąpieniem go klatką?Na pewno klatka jest dużo bezpieczniejsza, nie ma możliwości wypadnięcia z niej i nabawienia się kontuzji. Osobiście przyzwyczaiłem się do ringu. Jednak nieważne jaką postać będzie miała arena walki. Z ringiem czy bez niego, KSW nadal będzie mieć swoją niepowtarzalną magię.

Jakie masz cele na przyszły rok?Moim celem jest dalsze prowadzenie i rozwijanie TransforMMAcji. Ponadto, razem z trenerem Gdakiem przygotowujemy Żanetę do zawodów kulturystycznych, które odbędą się w marcu. Po konsultacji z ikoną fitness – Kamilą Porczyk, i jej ocenie postępów Żanety, jesteśmy pewni sukcesu!

Niejednokrotnie w swoim życiu, byłeś zmuszony do podjęcia walki z przeciwnościami losu. Zbliża się czas refleksji w postaci świąt Bożego Narodzenia. Co byś powiedział tym, którzy znaleźli się na życiowym zakręcie?Od ponad roku, po głowie nie chodzi mi nic innego, niż fragment utworu z albumu Drużyny Mistrzów - projektu raperów i sportowców, którzy poprzez muzykę motywują do pozytywnego działania:– Wierz w siebie, wiara czyni cuda, wielu się nie udało ale tobie się uda, wielu zwątpiło w krytycznej chwili, a wygrali ci którzy nie zwątpili.Niech to będą moje świąteczne życzenia dla wszystkich.

Łukasz Lubański

Łukasz Lubański

Jako redaktor portalu odpowiadał za tworzenie i koordynowanie treści dotyczących krajowych i międzynarodowych sportów walki. Dbał o rzetelność publikowanych informacji, analiz oraz wywiadów z zawodnikami i trenerami. Jego praca pomagała rozwijać społeczność fanów sportów walki i budować pozycję portalu jako wiarygodnego źródła wiedzy o tej dyscyplinie. Obecnie pracuje w prestiżowym dzienniku Rzeczpospolita.

Czytaj więcej najlepszych treści tego autora!
Udostępnij: FacebookXInstagramMessengerWhatsApp
Kalendarz imprez
Reklama
Reklama TODO