UFC 164: PETTIS ZDETRONIZOWAŁ HENDERSONA, WIELKI POWRÓT BARNETTA

Dodano: 1 września 2013 07:42
UFC 164: PETTIS ZDETRONIZOWAŁ HENDERSONA, WIELKI POWRÓT BARNETTA
Redakcja, Informacja własna
Obraz własny
Anthony Pettis nowym mistrzem wagi lekkiej

Ponad półtora roku na tronie wagi lekkiej organizacji UFC panował Benson Henderson (19-3). Czwarta obrona tytułu okazała się dla niego nieudana, podobnie jak próba rewanżu na Anthony Pettisie (17-2), który pokonał go jeszcze za czasów startów w WEC w 2010 roku.Początek należał do obrońcy tytułu. Henderson zepchnął pretendenta pod siatkę i tam obijał jego tułów oraz uda. Nic spektakularnego nie robił, ale zupełnie zablokował poczynania rywala. Pettis w końcu zdołał się wyrwać z tego ucisku, kilka razy kopnął mocno w okolice żeber pod lewy łokieć oponenta, jednak w końcu się pomylił i champion sprowadził go do parteru. Miał jeszcze kilkadziesiąt sekund na rozmontowanie challengera przed przerwą, ale będąc z góry zagapił się na moment, co kosztowało go utratę pasa. Pettis skręcił się biodrami i założył mistrzowie "balachę", czyli dźwignię na staw łokciowy. Henderson został złapany tak idealnie, że nie był nawet w stanie odklepać, tylko okrzykiem poddał walkę. Tak więc podczas gali UFC 164 pas wagi lekkiej zmienił właściciela.Wcześniej w kategorii piórkowej niesamowitej sztuki dokonał Chad Mendes (15-1), stopując twardego jak skała Claya Guidę (30-14), który przecież ma na koncie między innymi wygraną nad wspomnianym wyżej Pettisem. Dziś w nocy lepszy okazał się jednak Mendes, zwyciężając na początku trzeciej rundy.Licznie zgromadzeni kibice w hali BMO Harris Bradley Center w Milwaukee obejrzeli również trzy ciekawe potyczki wagi ciężkiej. Soa Palelei (19-3) pod koniec zeszłego roku porozbijał Seana McCorkle'a, który z kolei potem poddał naszego Mariusza Pudzianowskiego. Dziś ważący na co dzień grubo ponad 120 kilogramów Australijczyk pod koniec drugiej minuty trzeciego starcia zastopował swoimi bombami debiutującego w UFC młodego Ukraińca Nikitę Kryłowa (15-3).Ben Rothwell (33-9) po prostu musiał dziś zwyciężyć. Od 2007 roku regularnie walczy ze zmiennym szczęściem i po każdym sukcesie notuje potem porażkę, by znów powrócić wygraną - i tak na okrągło. A jako iż w ostatnim pojedynku przegrał, dziś liczył na odbudowanie. I udało się. Rothwell przełamał dzielnego Brandona Verę (12-7) swoimi ciosami w trzeciej rundzie.I w końcu powrót do UFC prawdziwej legendy MMA. Bo Josh Barnett (33-6) pas tej federacji zdobył już jedenaście i pół roku temu, ale od tego czasu już nigdy nie wystąpił na gali UFC. Powrócił dziś w nocy stając naprzeciw innego championa sprzed lat, Franka Mira (16-8). Wszystko miało się rozstrzygnąć na dole, wszak to dwóch bodaj najlepszych "parterowców" obok Brazylijczyka Nogueiry królewskiej kategorii. Tymczasem zawodnicy nawet na moment nie zeszli do parteru, a Barnett na zastopowanie przeciwnika potrzebował niespełna dwóch minut. Zaraz po syrenie oznaczającej początek rzucił się na Mira swoimi sierpami. W odpowiedzi przyjął również jeden taki cios, ale cofający się Frank został w końcu przyparty do siatki. Josh docisnął go do niej jeszcze mocniej i sprytnie w klinczu uderzał krótkim prawym podbródkowym, a gdy tylko Mir robił trochę więcej miejsca, poprawiał mocnym prawym kolanem na tułów. W pewnym momencie Frank pochylił głowę, co kosztowało go porażkę. Sprytny i doświadczony Barnett piekielnie mocnym uderzeniem z kolana na głowę powalił rywala i zanim jeszcze zdołał go dobić, sędzia szybko wkroczył do akcji przerywając pojedynek. Tak więc blisko 36-letni Josh Barnett powrócił w wielkim stylu do UFC i być może już w przyszłym roku dostanie swoją szansę stoczenia walki o mistrzostwo.

Udostępnij: FacebookXInstagramMessengerWhatsApp
Kalendarz imprez
Reklama
Reklama TODO