FENOMEN GSP

Dodano: 27 maja 2011 13:40
FENOMEN GSP
Lukas Draven, Informacja własna
Obraz własny
O wojowniku GSP.

Dziś usłyszałem zarzut, że Nick Diaz jest papierowym mistrzem w przeciwieństwie do GSP, który to udowodnił, że w pełni na swój pas zasługuje. I przyszła mi do głowy pewna refleksja, że ostatnio nie słyszę nic innego jak GSP. Zaczynam mieć opory by otworzyć puszkę z sardynkami bo wyskoczy z niej Rush.

W każdym magazynie czytam jak wspaniałym zawodnikiem jest ten jegomość, jak bardzo jest wszechstronny i utalentowany. Słyszę o tym, że będzie bardziej popularnym Kanadyjczykiem niż Gretzky, że chce startować do kadry olimpijskiej zapaśników. Nie ma listy P4P na której by go nie było na pierwszym miejscu, albo przynajmniej w pierwszej trójce, a wpisując w google imię Georges od razu dostaję pierwszą podpowiedź St.Pierre. Gdy tak czytam i przeglądam magazyny branżowe to mam nieodpartą chęć zobaczenia tego gościa w akcji.

Wyłączam komputer i otwieram szufladę z filmami. Chwila, kogo ja to miałem oglądać? GSP, Rush? Dlaczego mam wrażenie, że ten niesamowity fenomen istnieje tylko na papierze? Oglądałem walki Georges St. Pierre, ale te walki w niczym nie przypominały tego o czym przed momentem czytałem. No tak, biorę pierwszą płytę z brzegu i... czar pryska. Znika ten fenomen na skalę światową. Oglądam i nie mogę uwierzyć, że ktoś śmie go w ogólee porównywać z Waynem Gretzky.

Oglądać fenomenalnego Georgesa to jak oglądać mecz w wykonaniu Niemców. Kiedyś piłkarz angielski Gary Lineker powiedział: "Piłka nożna to taka dyscyplina, gdzie na boisku gra 22 zawodników, ale zawsze wygrywają Niemcy" i to samo można powiedzieć o MMA i popularnym GSP. Cały jego fenomen polega tylko i aż na tym, że wygrywa. Nie wiem dlaczego, ale wygrywa. Nie ma polotu ani finezji, nie ma nic czym mógłby przykuć mnie do telewizora bym przy tym nie ziewał. Jest jak "moda na sukces" gdzie w jednym odcinku Ridge pojechał samochodem do Caroline, a dojechał do niej pięć odcinków później. Można wyjść do kuchni i przygotować przekąski do piwa i nic nie stracić.

Czytając to wszystko i mając na uwadze jego walki mam nieodparte wrażenie, że ktoś chce mi na siłę wmówić, że GSP jest kimś innym niż gość, którego oglądam w ringu. Gdy w internecie pojawiła się plotka, że Diaz i GSP poprowadzą TUF to bardzo się ucieszyłem, bo było by miło oglądać "bad boya" częściej w TV, ale po chwili uświadomiłem sobie, że przecież równie często będę oglądał w takim przypadku GSP i już nie było mi tak wesoło. Równie dobrze bym się bawił mieląc mięso co oglądając walkę Rusha. Do czego zmierzam? Do tego, że gość jak już wspomniałem jest nieprzyzwoicie nudny. Fani wygwizdują go podczas walk, ale on na złość wszystkim wygrywa i mam wrażenie, że jakiś pan od marketingu wykłada naprawdę dużo na promocję tego zawodnika w mediach. Nakręca maszynę, by znali go nawet ludzie, którzy nigdy nie widzieli walki w formule MMA i bez wątpienia temu komuś się to udaje. W kanadzie Rush jest prawie jak Bóg, zna go każdy bez względu na to czy lubi MMA i czy nie. To samo w Stanach, gdzie w pewnym kręgach koleś jest po prostu ZNANY.

Teraz GSPomania zaczyna ogarniać Europę. Z drugiej strony taki zawodnik idealnie pasuje do "usportowionego" MMA. Pozwala zrzucić kajdany ulicznej walki w klatce i pokazać światu "twarz" dzisiejszego MMA - Georgesa St. Pierre'a. Miłego, wysportowanego 30-latka z miłą prezencją i ładną buzią, który zawsze jest dżentelmenem czy to na konferencji czy poza nią. Ładnie się ubiera i w ogóle jest taaaaki fajny, że trudno go nie lubić. I ten miły pan w ringu pokonuje wszystkich nieokrzesanych i brutalnych barbarzyńców umazanych krwią. Tak, bez wątpienia GSP pozwala MMA wejść na salony. Patrząc na Rusha mam przed oczami tych dawnych dżentelmenów, którzy przyjmowali książkową postawę bokserską i trzema prostymi powalali nieokrzesanych osiłków w podartych bluzach i dziurawych skarpetach na ziemię. Wiem dlaczego nieokrzesane osiłki ulegali panom w cylindrach, ale czy dzisiejsi zawodnicy są równie mało wyedukowani co ci panowie w podartych skarpetach, że przegrywają z GSP? Myślę, że nie. To w takim przypadku, czyżby jednak Georges St. Pierre był fenomenem?

Udostępnij: FacebookXInstagramMessengerWhatsApp
Kalendarz imprez
Reklama
Reklama TODO