PRZYSZŁOŚĆ POLSKIEGO MMA
Na początku zaznaczę, że w artykule nie podejmę wątku gal oraz organizacji. Tematem mojej wypowiedzi będzie przyszłość polskiego MMA, przyszłość określana przez sporty bazowe oraz lekkoatletykę. Cóż, zacznijmy więc od popularnych za oceanem zapasów oraz futbolu amerykańskiego. Polska to nie USA, co prawda działa u nas liga rugby, natomiast trening zawodników tej dyscypliny sportu w Polsce poza siłownią oraz zajęciami taktycznymi na boisku niewiele daje pod względem rozwoju w kierunku MMA. Niestety ostatnimi czasy nie odnosimy także sukcesów w zapasach, minęły czasy, gdy Polacy z dużych imprez wracali z workami medali. Kończąc przykre stwierdzenie dodam tylko, że niechętnie zapatruję się na doniesienia prasowe o Kamilu Bazelaku czy Szymonie Kołeckim. Zawodnicy ci poza swoim podeszłym, jak na sporty walki, wiekiem cechują się także wytrenowaniem organizmów w zupełnie innym kierunku, a ich poziom wytrzymałości tlenowej jest ograniczony.
Mimo, że w Polsce powstaje coraz więcej klubów Muay Thai czy BJJ ciężko jest znaleźć w nich młodych chłopców, którzy sumiennie i profesjonalnie podchodzą do treningów i do życia. Mało mamy w pełni ukształtowanych zawodników młodego pokolenia, którzy wiążą z MMA swoją przyszłość: Łukasz Sajewski, Marcin Held, Artur Sowiński. Zwróćcie uwagę, to zawodnicy wagi lekkiej, podobnie jak nasz największy talent występujący w K-1 Michał Głogowski. W wyższych kategoriach wagowych próżno szukać takich zawodników. Dlaczego tak się dzieje? Najpewniej dlatego, że Ci rozważni i ułożeni fighterzy zaczęli swoje treningi na sali, na macie, a nie na siłowni. Być może z racji budowy ciała i warunków fizycznych uznali, że lepiej będzie siłownię omijać szerokim łukiem i jak widać bardzo dobrze dla nich to wyszło. W sportach bazowych sukcesy nasi reprezentanci odnoszą głównie w bjj i boksie. Na tą chwilę możemy tylko marzyć o umiejętnym łączeniu tych dwóch sportów przez choćby jednego młodego Polaka. Chyba, że gdzieś w kraju, potajemnie jakiś trener lub ojciec trenuje naszych rodzimych „Ruffo brothers”.
Popularyzacja MMA stała się faktem, powoli powstają nowe kluby, które reklamują się jako kluby MMA. Wybitnych klubów, które z grapplerskich stały się klubami MMA nam nie brakuje. Wystarczy wymienić Berserker’s Team czy Bastion Tychy. Teraz więc problemem trenerów, a zarazem problemem przyszłości naszego MMA, jest umiejętne rozwijanie poszczególnych umiejętności, sportów bazowych, które łączone stworzą w pełni wykształconych prospectów światowego poziomu. Należy pamiętać by nie zaniedbywać tego, co zawodnicy już umieją i wciąż to doskonalić i pielęgnować.
Ostatnie ADCC Europe w Chorwacji pokazało, że w Europie jeśli chodzi o grappling ustępujemy tylko Finom, którzy całkowicie zdominowali wszystkie kategorie wagowe. Jeśli trenerom uda się wyłowić perełki, nieoszlifowane talenty, to niech rozwijają je we wszechstylowej walce wręcz.
Zadebiutowali już w MMA Pudzianowski, Saleta a teraz czeka nas debiut „Różala”. To miłe, że zawodnicy trenujący inne sporty są gotowi podjąć wyzwanie i stanąć do wielopłaszczyznowej rozbudowanej walki w ringu lub klatce. Problem jest jeden, zasadniczy. Są to zawodnicy dojrzali i wiekowi. Pamiętajmy, że zegara biologicznego nie sposób zatrzymać. Czekam i mam nadzieję, że będzie mi dane doczekać debiutów młodych, utalentowanych zawodników w MMA, odnoszących wcześniej sukcesy w swoich sportach bazowych. A więc judocy, zapaśnicy, bokserzy i kickbokserzy, podejmijcie rękawice teraz, póki jeszcze macie szansę na odpowiedni rozwój i trening.