Z MARIUSZEM PO WYGRANEJ W SPODKU
“Niebezpiecznie jest mnie nie doceniać”
Mariusz Pudzianowski był w znakomitym nastroju, na spokojnie opowiadając o swoim wygranym pojedynku z Yusuke Kawaguchi. Nie przejmował się tymi w USA, którzy wątpili, czy po dziesięciu ciężkich minutach z Japończykiem, ciągle będzie chciał już za dwa tygodnie walczyć z dwukrotnym mistrzem UFC, Timem Sylvią. „Tylko, ci którzy mnie nie znają mogli myśleć, że nie pokonanie Kawaguchi przez nokaut mogło zachwiać moją pewność siebie przed walka 21 maja z Sylvią. Będę na ringu pod Bostonem, mocniejszy i silniejszy niż kiedykolwiek. Potrzebowałem trudnej lekcji MMA. I ją dostałem” – mówi Pudzianowski.
- Jak ciężkie było te dziesięć minut na ringu w Katowicach?Mariusz Pudzianowski: Ciężkie. Chciałem być zbyt widowiskowy, zbyt rozrywkowy i za wszelką cenę zachwycić kibiców. Zapłaciłem za to dziesięcioma minutami na ringu, choć nigdy w „Spodku” nie bałem się, że przegram, a Yusuke nigdy nie był bliski zrobienia mi krzywdy. Pewnie było widać, że on ma dorobek 11 zwycięstw i tylko jedną porażkę, a ja miałem za sobą zaledwie drugą walkę w MMA. Tak naprawdę pierwszą z doświadczonym zawodnikiem w tym sporcie.
- Niektóre ze stron amerykańskich sugerowały, że jeśli podobnie zawalczysz z Timem Sylvią, to nie masz szans na zwycięstwo. Pojawiły się sugestie, że Sylvia tylko czeka na takiego Pudzianowskiego i może powinieneś przesunąć termin walki bo nie jesteś jeszcze gotowy na walkę z dwukrotnym mistrzem renomowanej UFC.MP: Nie sobie Sylvia czeka i się cieszy, że będzie mu łatwo, ale nie będzie, żadnego przesuwania terminów. Tym lepiej dla mnie, że się cieszy bo taktyka na niego będzie zupełnie inna i niczego z mojej walki z Kawaguchi dobrego dla siebie nie wyciągnie. Tylko, ci którzy mnie nie znają mogli myśleć, że nie pokonanie Kawaguchi przez nokaut mogło zachwiać moja pewność siebie przed walką 21 maja z Sylvią. Będę na ringu pod Bostonem, mocniejszy i silniejszy niż kiedykolwiek. Potrzebowałem trudnej lekcji MMA. I ją dostałem. Tak naprawdę, przed walką z Sylvią najgorsze co mogłoby się mnie przydarzyć to łatwe, kilkudziesięciosekundowe zwycięstwo. Teraz mam za sobą 10-minutową szkołę MMA, wiem znacznie lepiej co muszę zrobić, żeby wygrywać, jak się zachować w ringu. W pierwszej minucie walki z Kawaguchi kilka razy byłem bliski znokautowania Japończyka, ale zamiast spokojnie przyjrzeć się sytuacji, wyczekać na dogodny moment, waliłem go całymi seriami ciosów, zamiast zadać jeden,dwa bardzo silne, które pewnie skończyłyby zabawę. To był błąd żółtodzioba, który dopiero uczy się tego sportu. Ala ja zawsze byłem bardzo pojętnym uczniem. Udowodnię to 21 maja w walce z Sylwią.- Wyglądało na to, że szybko straciłeś kondycję i zaczęły się spekulacje, że nie masz na tyle sił, żeby dorównać zawodnikom MMA z najwyższej półki. Takim jak Tim Sylvia.MP: Niech tak myślą ci, którym zawsze się coś we mnie nie podobało. Zacząłem w szalonym tempie, takim, jaki się widzi u zawodników mających połowę mojej wagi. To się zmieni w walce z Sylvia, będzie więcej kontrolowanej, nie tak żywiołowej, siły. Lubię udowadniać ludziom, że się mylą. Byli tacy, którzy mówili, że przegram z Najmanem, później na pewno miałem przegrać z Kawaguchim bo on to przez całe życie zawodowiec, a ja się MMA bawię i to od niedawna. To samo było w prasie w w Stanach w 2009 roku, kiedy Amerykanin Derek Poundstone opowiadał wszystkim z mediów, przed mistrzostwami świata, że mnie zniszczy, że będę się po zawodach nadawał tylko do noszenia jego walizek. Skończyło się na tym, że byłem drugi, a on dopiero czwarty. Niebezpiecznie jest mnie nie doceniać.- Fizycznie czujesz się znakomicie...MP: Nic mi nie dolega, nie ma kontuzji, nie ma nad czym płakać. Odpocznę parę dni, wrócę na chwilę do treningów i lecę do USA na walkę z Sylvią. Taki już jestem, że rozmawiamy teraz, niecałe 24 godziny po walce, a ja już nie mogę się doczekać, kiedy spiker wyczyta moje nazwisko przed walką z Amerykaninem. Nic się nie zmieniło – ciągle chcę być mistrzem świata.
Przemek Garczarczykgarnekmedia.blogspot.com/