RELACJA Z K-1 W WARSZAWIE
W zeszłą niedzielę miałem okazję gościć na Torwarze, na którym odbywała się gala z serii K-1 World Grand Prix. Na Warszawski Torwar zjechali bardzo dobrzy zawodnicy: mieliśmy okazję oglądać byłego zawodnika organizacji ZST Remigjusa Markevicjousa, w jego narożniku stał gwiazdor K-1 MAX Artur Kyshenko, wystąpił również Michał Głogowski. Jednak najwięcej emocji wzbudził Paweł Słowiński. Zapraszam do przeczytania sprawozdania z zawodów.
Galę rozpoczął pojedynek Daniela Omelańczuka z Dwightem Harkisoonem, której przyznam się szczerze nie oglądałem. Mieliśmy problemy ze znalezieniem naszego kolegi, który miał nasze akredytacje. Wiem, że Daniel wygrał walkę w pierwszej rundzie, nokautując rywala lewym sierpowym. Podczas KSW wydawał mi się być w nieco lepszej formie, ale pamiętając jego sylwetkę z MP w muay thai uważam, że był dobrze przygotowany.
Na płytę Torwaru wszedłem zatem podczas pierwszej walki turniejowej, w której Izu Ogunoh zmierzył się z . Walka od początku przebiegała pod dyktando Izu, niestety nie bardzo skupiłem się na tym pojedynku, gdyż poszedłem zrobić sobie zdjęcie z Pawłem Słowińskim :P. Niemniej jednak wiem, że do momentu, w którym Izu opadł z sił, czyli do mniej więcej połowy drugiej rundy, była nadzieja na pierwszego Polaka w finale. Niestety nasz zawodnik kompletnie wysiadł kondycyjnie. Istotne było także paskudne rozcięcie, którego Izu nabawił się kopiąc low kicki, jak nam później powiedział będzie musiał poddać się zabiegowi zszywania skóry ma prawej piszczeli.
Drugą walką był pojedynek anonsowanego na najlepszego zawodnika w Bułgarii, choć ja uważam, że Ivanov jest lepszy, Kirila Pendjurowa z Estończykiem Daniilem Sapljoszynem. Walka stała na dość dobrym poziomie. Obaj atakowali, a Bugar gdy już opadł z sił próbował trafić obszernym cepem. Naprawdę nawet podobała mi się ta walka, mimo, że jestem wielkim fanem MMA i K-1 oglądam sporadycznie. Tak Kiril prezentował się po przegranej walce. Na force nasz kolega Robert.
Kolejnej walki zbytnio nie oglądałem, bo była strasznie nudna: Dmitrij Bezus pokonał po dodatkowej rundzie Holendra Rowana Tolę. Ta walka była tak nudna, że uciąłem sobie pogawędkę z mamą pani Darii, zawodowej bokserki z Polski walczącej na galach w Niemczech, która stała w narożniku Marco Aschenbrennera.
W czwartej walce ćwierćfinałowej Polak Tomasz Sarara zaprezentował dość dobre umiejętności pokonując przed czasem Ihara Buhaenkę. Sekundanci Białorusina rzucili ręcznik, przez co Tomek mógł dopisać sobie do rekordu kolejny nokaut.
Następną walką był pojedynek Igora Kołacina, dla którego była to ostatnia walka w karierze ze wspomnianym wcześniej Aschenbrennerem. Po raz kolejny się przyznaję. Nie oglądałem tej walki. Po zakończeniu walki Tomka poszliśmy robić wywiad z Izu, a gdy usłyszałem, że sędzia ogłasza werdykt myślałem, że Igor szybko zwyciężył. Niestety, kolega, który oglądał walkę Kołacina bardzo mnie zmartwił mówiąc, że Polak został znokautowany przez Niemca.
Następną walkę już oglądałem, jak legenda Polskiej sceny uderzanej Mariusz Cieśliński rozprawił się z Deividassem Danylą, wygrywając dość gładko przez decyzję.
Potem przyszedł czas na półfinały: Sapljoszyn dość szybko uporał się z Martynasem Knyzelisem, który wycofał się z walki w pierwszej rundzie. Tomek Sarara musiał się trochę dłużej męczyć, gdyż sędziowie (wg mnie niesłusznie) uznali, że potrzebna jest runda dodatkowa. W ten właśnie sposób poznaliśmy finalistę GP Środkowej Europy.
Po tej walce mieliśmy 15 minut przerwy, które wykorzystaliśmy na rozmowę z Marco Aschenbrennerem. Mój dość niesprawny niemiecki, wystarczalny jedynie do przywitania się z Marco, pytania jak się czuje i oczywiście co sądzi o walce. Wywołało to duży uśmiech na twarzy zawodnika i jego trenera. Potem na szczęście okazało się, że obaj znają angielski i przez chwilę pogadaliśmy z Marco o jego walkach w MMA, które on i trener wspominają z uśmiechem oraz o stanie polskich dróg. Marco powiedział, że niemieckie drogi są bardzo wysokie, i musi wjeżdżać na nie windą:). Powiedział również, że w Polsce jest bardzo czysto, co bardzo mu się spodobało. Marco trenuje dwa razy dziennie w Hanse Gym w Hamburgu, a na koszulce w widocznym miejscu miał nadruk fightforkids.com. Jak się okazało, Marco charytatywnie reklamował ową stronę.
Po pogawędce z Marco rozpoczęły się walki,na które wszyscy czekali. Michał Głogowski zmierzył się z weteranem japońskich ringów Remigiusem Markevicisem. Obaj narzucili dobre tempo walki, Michal był nieco wyższy od Litwina, który w pewnym momencie zaczął wykonywać dość ciekawe techniki, które jednak mijały się z rywalem. Walka zakończyła się remisem, co wg mnie i otaczającej mnie widowni nie było sprawiedliwe. Dalo się nawet usłyszeć krzyki "sędzia kalosz" dochodzące z jednego z sektorów. Przed walką na ringu pojawił się Artur Kyshenko, który później stał w narożniku Litwina. Niestety Remigius bardzo śpieszył się po gali i na pytanie, czy możemy z nim chwilę porozmawiać po rosyjsku usłyszałem tylko "patom".
Konstatntin Gluhov zmierzył się z Pawłem Słowińskim. Byłem bardzo zaskoczony gabarytami Gluhova, który wydawał się o wiele większy niż wtedy, gdy pojawił się na KSW 12. Okazało się, że oprócz większej sylwetki Konstantin pozbył się włosów oraz brody. Paweł wchodził do ringu przy aplauzie fanów, których na Torwarze nie było bardzo dużo. Owszem było sporo, ale widziałem trochę pustych miejsc. Walkę zaczął Gluhov, który w pierwszej rundzie rzucił Pawla na deski. Przez chwilę obawiałem się o to, czy Paweł wytrzyma, wszak pamiętam jego walki w Japonii, gdzie dużo zbierał przez luki w gardzie. Na szczęście Paweł wytrzymał pierwszą rundę, w której udało mu się rzucić rywala na deski. Runda remisowa, z nieznacznym wskazaniem na Gluhova, który wydawał mi się aktywniejszy. W drugiej rundzie Łotysz miał rozcięty łuk brwiowy, a Paweł był coraz odważniejszy w ringu. W końcu sędzia przerwał walkę, a kibice owacją na stojąco nagrodzili obydwu za bardzo dobry pojedynek. Paweł oprócz pucharu umilił sobie zwycięstwo podnosząc jedną z ring girls do góry. Przy okazji udowadniając, że wciąż należy do elity zawodników K-1.
Wreszcie nadszedł czas na finał. Tomek Sarara wszedł do ringu jako drugi. Zawodnicy od początku narzucili dobre tempo, Tomek dobrze radził sobie w akcjach bokserskich. Rywal padł na deski już w pierwszej rundzie. Tomek ruszył do ataku, zapominając o obronie, co wykorzystał Estończyk. Na szczęście nasz zawodnik wrócił do początkowego planu. Niestety koniec nastąpił już w pierwszej rundzie. Estończyk wyskoczył w górę niczym Remy Bonjasky i kopnięciem piszczelą prosto w szczękę znokautował Tomka. Tomek bezwładnie padł na deski, a kibice z okrzykiem wstali z miejsc łapiąc się za głowę. Niestety to był koniec. Tomek jeszcze chwilę leżał na deskach, gdzie zajmowali się nim medycy, a Estończyk świętował swój wielki sukces.
Na gali obecny był także Juras, z którym mieliśmy okazję porozmawiać oraz trener Mariusza Pudzianowskiego Mirosław Okniński, który długo bronił się przed rozmową z nami. Oczywiście nie można było nie wspomnieć o jego czarnym pasie BJJ i o Mariuszu.
Ogólnie gala wypadła dobrze. Poziom walk musicie ocenić sami, gdyż każdy ma swój gust, mi generalnie poza jednym pojedynkiem ćwierćfinałowym się podobało. Jeśli miałbym wskazać jedną walkę, którą uznałbym za najlepszą to Słowiński vs Gluhov. Przeżywałem ogromne emocje gdy Paweł leżał na deskach i później gdy sędzia wyliczył zakrwawionego Łotysza. Nie znalazłem słabych punktów tej gali. Jedyne do czego można się przyczepić to rozpiska, która była o wiele słabsza od zeszłorocznej karty z Łodzi. Jeszcze na siłę można przyczepić się do fanów, którzy byli dość cicho, i momentami wydawało się, że jesteśmy na gali w Japonii. Trochę ponarzekam także na ring girls, ale to już tylko moje takie narzekanie. Gala jak najbardziej na plus.
P.S. Dzięki dla Roberta Komara, który pomagał przy cykaniu fotek do tego arta.