REALNY RYWAL CZY SEZONOWA CHOROBA
Ultimate Fighting Championship jest obecnie największą organizacją MMA na świecie. Kalifornijska organizacja Strikeforce ma plany i ambicje, by przynajmniej dzielić tron lidera z UFC. Scott Cooker jak na razie wydaje się, że rozsądnie prowadzi organizację przez wielki biznes jakim jest MMA. Jednak czy naprawdę są szanse na prześcignięcie potentata? Czy Strikeforce kiedykolwiek może stać się numerem jeden? A może w dążeniu do swojego celu skończy tak jak Elite XC?
Po pierwsze trzeba zadać sobie pytanie, czy Strikeforce ma broń, którą może zagrozić UFC? Odpowiedź brzmi: jeszcze jaką!!
Kalifornijska organizacja podpisała umowę o współpracę z japońską organizacją Dream oraz z rosyjskim M-1. Ta pierwsza wiadomość nie brzmi zbyt zachęcająco, zwłaszcza, że wielu zawodników Dream walczyło również w Strikeforce. Jednak druga wiadomość jest bardzo ważna. Otóż gale M-1 to nie są walki najlepszych zawodników na świecie (no chyba, że walczy Fedor:-)), ale są to pojedynki najzdolniejszych fighterów. Zawodnicy z M-1 zwykle trafiają do Dream lub Strikeforce jak np. Karl “Psycho” Amoussou
Spójrzmy teraz na liczbę młodych zawodników w UFC i Strikeforce. W UFC na pierwszą myśl przychodzi prospekt wagi ciężkiej Cain Velasquez. W najcięższej dywizji jest jeszcze Junior Dos Santos i na razie tylko obiecujący Stefan Struve. W dywizji półciężkiej jest tylko Jon Jones. Natomiast w Strikeforce są dwaj genialni zapaśnicy: Daniel Cormier i Mo Lawal oraz już teraz jeden z najlepszych półciężkich na świecie Ormianin Gegard Mousasi. W niższych wagach w Strikeforce jest chociażby wszechstronny zapaśnik Tyron Woodley, który jest nieco starszy od wcześniej wymienionych zawodników. Tak więc siły sa bardzo wyrównane.
Ponadto Strikeforce jest transmitowana przez telewizję CBS i Showtime przez co trafia do wielu amerykańskich domów, co jest znakomitą promocją dla organizacji.
Czy organizacja już teraz nie może być najlepsza na świecie? Nie tylko może, ale nawet już jest!
Chodzi oczywiście o kobiece MMA. Walka przepięknej Giny Carano z Cristiane Santos była walką wieczoru mocno obsadzonej czerwcowej gali. W dodatku zawodniczki nie zawiodły i przez 5 minut twardo walczyły, zaspokajając potrzeby wszystkich fanów, którzy byli spragnieni hardcorowego MMA. Właśnie tego potrzeba. Trzeba czegoś nowego, czego fani MMA jeszcze nie widzieli. I właśnie tym są walki kobiet.
Dana White powiedział kiedyś, że nie widzi jeszcze na tyle utalentowanej kobiety, która mogłaby walczyć w oktagonie. Dana nie wybiegł na przeciw oczekiwaniom fanów w przeciwieństwie do Scotta Cookera. Cooker zatrudnił najsłynniejszą zawodniczkę MMA Carano i zaczął wokół niej budować dywizję kobiecą. Początkowo była tylko waga piórkowa i wspomniana walka Carano vs Cyborg. Brazylijka zdobyła pas i 30 stycznia zmierzy się z Holenderką Marloes Coenen. Na tej samej gali rozdanie zostanie drugi pas, w wadze koguciej, a zawalczą o niego Sara Kaufman i Takayo Hashi. Ponadto w planach jest organizacja dwóch turniejów z udziałem kobiet.
Właśnie dywizja kobieca jest drogą do pokonania, lub chociaż do nawiązania kontaktu z UFC. Strikeforce w swoich szeregach już teraz ma wiele świetnych zawodniczek, a UFC wciąż nie planuje walk kobiet, wiec kalifornijska organizacja ma szansę stać się potentatem na światowym rynku. Bo który mężczyzna, nie chce oglądać kobiet w spódniczkach i topach na dodatek okładających się pięściami. Oczywiście jakby był kisiel byłoby jeszcze fajniej, ale MMA musi nam na razie wystarczyć:)
Jak widzicie Strikeforce nie jest skazane na porażkę w starciu z UFC. Co ciekawsze ma ona realne szanse aby pokonać UFC. Jednak na wszystko przyjdzie czas i nie trzeba starać się na siłę śpieszyć do upragnionego celu. Środkiem do spełnienia marzeń Cookera jest Gina Carano i jej koleżanki po fachu.